To nie była bynajmniej miła chwila kiedy niedawno, z jednego ze starych segregatorów, wypadło zdjęcie z zielonym Twingo, na którym widać również mnie. Uświadomiło mi ono bowiem, że upływ czasu jest totalnie nieubłagany, chociaż nie powiem, obaj bohaterowie wciąż mi się podobają.
To były złote czasy. Do Polski weszli oficjalnie producenci i importerzy samochodów i nagle bycie dziennikarzem motoryzacyjnym nabrało smaku. Trochę jakbyś dostał możliwość nieskończonej zabawy, której towarzyszyła przyjemność pisania, na dodatek okraszona okazjami wyjazdu do miejsc, do których normalnie sam bym się pewnie nie wybrał. Nie tyle zresztą ze względu na ograniczoną wiedzę geograficzną czy wyobraźnie, po prostu stawki za pracę były w te branży zabawnie niewielkie. Jak jednak mówię, miało się wtedy nieco ponad dwadzieścia lat, bez obciążeń kredytami czy rodziną i kiedy, jak nie właśnie wtedy, korzystać z pełni życia? No właśnie.
Renault Polska zaprosiło nas na Lanzarote, jedną z Wysp Kanaryjskich, o której pamiętam tyle, że miała wulkaniczny charakter, który objawiał się wylewami zastygłej lawy tam, gdzie normalnie mielibyśmy pole czy zwykły ugór. A skoro tak, nawet ogród z kaktusami, gdzie zaplanowano nam wizytę, sprowadzał się do zbioru roślin posadzonych w nawiezionej ziemi wsypanej do wulkanicznych niecek. Ciekawa koncepcja.
Mieszkaliśmy w hotelu, którego w ogóle nie pamiętam, jedliśmy tamtejsze przysmaki, ale przede wszystkim darliśmy nowymi Twingusami po całej wyspie. I to było po prostu wspaniałe.
Twingo zrobiło wtedy na mnie spore wrażenie. Miało wspaniałe, doświetlone z każdej strony, nadwozie. Czuło się, że to jest pojazd zbudowany w oparciu o excelową tabelkę, ale jednak nie brakowało mu fantazji i ciekawych rozwiązań. Bo kto, w dobie egzekwowania kosztów, zdecydowałby się na sporą czerwoną kulkę na górze deski rozdzielczej, żeby włączać światła awaryjne. Albo na przesuwną konstrukcję tylnej, składanej, kanapy, żeby regulować ilość dostępnego w bagażniku miejsca. Silnikowo nie było tu żadnych fajerwerków, ale skrzynka chodziła nieźle a przednie kółka Twingo nieraz zakręciły w miejscu na kanaryjskim asfalcie.
Patrzcie, minęło 30 lat a człowiek takie rzeczy wciąż pamięta.
PS. Kto zrobił mi to zdjęcie? Przyznać się, bo nie pamiętam ;).
4 komentarze
A na Kanary zabrał Was samolot, który miał nazwę „Twingo” na ogonie
Serio? Nie, nie wydaje mi się. Lecieliśmy z biurem podróży Renault Polska i odnoszę wrażenie, że na te wyjazdy dostawaliśmy się trochę bocznymi drzwiami. Ale kurczę, może zwyczajnie nie pamiętam. Masz jakieś zdjęcie?
Nie, nie mam niestety. Ale pamiętam z opisu tej premiery w jakieś gazecie motoryzacyjnej. I raczej nie był to Motor. Auto International chyba..
Ja już byłem wtedy w „Motomagazynie”, chociaż czasy „Motoru” były dla mnie ważne, jak nie ważniejsze. To w końcu tam pozwolono mi coś opublikować. Po raz pierwszy w ogólnopolskiej prasie, a byłem raptem „po maturze”. Za to przed „Motorem” był tygodnik „Razem” żeby się w ogóle zaczepić w branży. I się udało, na gońca ;).