Dosyć często pojawiają się w Likonic samochody oferowane na szwedzkich aukcjach Bilwebauctions. Jednym z powodów ich obecności są niewygórowane ceny jakie za niektóre z pojazdów życzą sobie ich szwedzcy właściciele. A inną odmienność tamtejszej oferty od tego, co mamy w Polsce czy w innych, teoretycznie bliższych Polsce lokalizacjach.
Jak pokazuje życie, odległość to sprawa bardziej percepcji niż fizycznego dystansu. Kto chce, ten i do Szwecji pojedzie po auto, które naprawdę mu się spodobało. O ile zwycięży w licytacji online, bo to warunek decydujący. I tu jest pewne utrudnienie, że zanim nie przebijesz wszystkich, w zasadzie nie masz możliwości obejrzenia przedmiotu aukcji.
To znaczy, teoretycznie masz, przecież nikt nie zabroni pojechać i, w czasie kiedy aukcja trwa, posprawdzać wszystko na miejscu. Owszem, jest to nie tylko możliwe, ale domy aukcyjne wręcz do tego zachęcają. Inna rzecz, że akurat Szwedzi starają się też zawsze wysłać do przedmiotu aukcji swoich pracowników, aby ci na miejscu ustalili stan faktyczny.
Załóżmy jednak, że wzięliście ich opisy i zdjęcia za dobrą monetę a następnie dopilnowaliście by to właśnie wasza oferta okazała się tą decydującą. Co dalej i czy koszt przywiezienia samochodu ze Szwecji sprawią, że koszt samochodu znacząco wzrośnie i uczyni całe zamieszanie niewarte waszego zachodu?
Cóż, domy aukcyjne nie kryją, że potencjalna korzyść zagranicznego nabywcy maleje wraz ze spadkiem ceny przedmiotu aukcji. To proste, im mniej coś jest warte, tym koszt sprowadzenia będzie bardziej znaczący w ogólnym rozrachunku. A trudno przewidywać, że nikt, poza wami, nie doceni wartości danego pojazdu i nie wpadnie również na pomysł jego sprowadzenia.
Rozwiązaniem byłoby zatem kupowanie wyłącznie drogich pozycji aukcyjnych, ale tu wracamy jednak do konieczności wcześniejszego zapoznania się ze stanem pojazdu i wykluczamy możliwość działania trochę na dziko. A tylko tak moglibyśmy kupić tanio i równie niedrogo postarać się obiektem naszych aukcyjnych marzeń wrócić.
No właśnie, drogie samochody najczęściej stanowią transportowe ryzyko i jedzie się po nie lawetą, jak na załączonym obrazku, akurat wykonanym przez nawiedzającą szwedzkie stodoły ekipę Giełdy Klasyków. Jak widać, tym razem wyprawili się po efekt mariażu marek Maserati i Citroen i zapewne na wiosnę znów usłyszymy o tym właśnie samochodzie.
Na potrzeby tego tekstu skupmy się na – opisywanym tutaj – Fordzie Scorpio, który właśnie finiszował na Bilwebauctions, gdzie uzyskał całe 37500SEK (około 20 tys PLN) i teraz ktoś (może z Polski) stoi przed kwestią przywiezienia go z miejscowości Halmstad, która leży w połowie drogi między Malmo a Sztokholmem. Najbardziej rozsądne będzie chyba udanie się po niego samolotem.
Jak sprawdziłem, koszt przelotu (akurat z Warszawy) nie przekracza kwoty 800 złotych. Do tego dojdzie lokalny autobus co pewnie dorzuci kolejne około 200. Jeśli ktoś ruszy wystarczająco wcześnie, już popołudniu będzie w drodze powrotnej do Polski. Jeśli wybierze przeprawę promową (około 600 złotych) to na wieczór stanie pewnie w jednym ze wspaniałych niemieckich hotelików, gdzie zapłaci pewnie kolejne 600 złotych za nocleg ze śniadaniem.
Na około 1000 kilometrowej trasie Scorpio wypali zapewne coś koło 80 litrów benzyny, której koszt wyniesie w okolicach 700 złotych. W Niemczech nie, ale w Polsce, w zależności od obranego kierunku, trzeba będzie jeszcze dorzucić na opłaty autostradowe (w kwocie około 200 złotych) i pewnie obiad (chyba polecę Orlen, który w drodze jest w tej kwestii trudny do pobicia).
Koniec końców, do wylicytowanej ceny wypada zatem dołożyć jakieś 3500 złotych, które pozwolą nam cieszyć się połączeniem podróży i przygody zgodnie z tym do czego lata temu namawiał nieodżałowany Tony Halik z panią Elżbietą Dzikowską. Jak widać, w tym wypadku koszty przywozu nieco przekraczają 10 procent wartości całej transakcji. Co nie wydaje się wiele.
Zdjęcie: Adam Piotrowski/Giełda Klasyków
