Tuning to w zasadzie synonim bezguścia, ale trzeba przyznać, że taka Alpina potrafi czasami trzymać swoje wyżły na smyczach. Co innego Carlsson, który wyżywał się już a różnych markach i modelach, ale Mercedesa prawdziwie sobie ukochał. I nic nie możemy na to poradzić.
Samochody, które przerabiane są przez wyspecjalizowane warsztaty, niespecjalnie kryją się z modyfikacjami. Wręcz przeciwnie, komunikują zaistniałą sytuację dosyć krzykliwie. I aż niekoniecznie chce sobie człowiek wyobrażać w jakich ubraniach paradują po ulicy ich kierowcy. Poza tym, że na pewno w adekwatnych.
Zmianom w tym egzemplarzu poddano praktycznie wszystko. Od nadwozia, przez kabinę a kończąc na technice pod maską. W efekcie powstał niepowtarzalny, w masowej skali produkcji, egzemplarz, który nie tylko wyróżnia się wizualnie, ale również potrafi utrzymać się w stawce całkiem mocnych modeli, czego po CLK niekoniecznie by się człowiek spodziewał.
Nie chcę przez to powiedzieć, że Mercedes zaniedbał ten model pod kątem osiągów, w końcu były mocne wersje z V8 pod maską, ale na Boga, nie miały po 6 litrów pojemności ani 400 koni pod butem. A Carlsson zdecydował, że dopiero taka legitymacja gwarantuje niewielkiemu coupe prawo do przebywania wśród prawdziwych drogowych rekinów.
Samochód dla miłośnika tuningu i właściciela warsztatu oponiarskiego w jednym. Ewentualnie kogoś ze stosowną zniżką na opony a i benzynę też by się przydało. Z drugiej strony, to na pewno nie jest kandydat na daily, więc może te eksploatacyjne kwestie można sobie odłożyć na półkę. Czyli co, klasyk? Chyba też nie. Jak byście go zakwalifikowali?
1 komentarz
Jak na silnik o takich możliwościach, samochód prezentuje się w zasadzie skromnie.