Najbardziej zaskakujące, ze wszystkiego, co mogło mnie zaskoczyć na Warsaw Motor Show, była spora reprezentacja chińskich firm z branży. Siedziały panie Chinki w małych budkach i sprzedawały.
Na chińskich stoiskach można było kupić osprzęt silnikowy, pompy, łańcuchy i inne elementy. Kto wie, może z tego, co tam było, można by nawet złożyć silnik. A może i coś więcej. To taka ciekawostka ale i znak czasów. Poza tym jak to w Ptaku. Dużo, głośno a temperatura i wilgotność układała się od maksymalnej w hali C do znośnej w ostatniej, chyba E.
W zasadzie miałem minąć bez słowa stoiska z nowymi samochodami. Cóż mnie tam mogło zaciekawić? A okazuje się, że popełniłbym błąd. Aston Martin, na przykład, ściągnął do siebie kultowy, czterodrzwiowy model Lagonda. Po sąsiedzku, Land Rover pokazał, wyczekiwanego od lat, następcę Defendera.
Duże stoiska miały Toyota, jako dealer Chodzeń, co ratowało o tyle sytuację, że oprócz Toyot, ci ludzie zajmują się też, od kilku lat, sprzedażą aut marki Maserati. Nowej Supry u nich nie widziałem, stała na stoisku z innymi, kultowymi sportowcami z Japonii, w tym rzadkim AE86, ale pierwszej serii, a nie wspólnym z Subaru modelem.
Nie bardzo zrozumiałem wystawę Brabusów czy McLarenów, chociaż nie widziałem np. modeli Rolls Royce’a. Takich samochodów nie ma potrzeby wystawiać na takiej imprezie. A jeśli już, to po cholerę oddzielać to taśmą, żeby ludzie mogli tylko polizać z dala coś, co normalnie można pomacać w salonie sprzedaży. No, zdecydujmy się na coś.
Dużo było ciekawych dodatków. Były klocki hamulcowe EBC, co mnie bardzo cieszy, bo już wcześniej je kupowałem i byłem bardzo zadowolony. Spodziewajcie się, że ten temat tutaj wróci. Podobnie, jak kanadyjskie zabezpieczenia podwozia KROWN. Napiszę o nich więcej, może zabezpieczę u nich malutką Lancię. Mały samochód powinien wyjść taniej, nie?
Otarłem się też o wielki świat. Redaktor „Borówa” odpytywał na scenie niejaką Gosię Rdest, a zaraz obok, do kamery uśmiechała się pani Karolina od driftu. To jednak nic, w porównaniu z kolejką do budki z panem Hammondem. Nie wiem, chyba udzielał tam błogosławieństwa. Widziałem też stoisko z Oplem Omegą oflagowane niejakim Moto Znawcą. Niech będzie.
Żałuję, że nie udało mi się pojechać do Poznania. Dopadła mnie choroba i trochę roboty z projektem wspólnym z legendą rajdów, panem Andrzejem Jaroszewiczem. Na pewno do tego wrócę, bo warto żeby o tym więcej powiedzieć. Na razie, wszystko na etapie rozruchu. Jak przejdziemy dalej, będzie o czym mówić.
To chyba tyle z Nadarzyna. Poniżej wklejam trochę zdjęć. Czy warto? Warto. Czy ludziom tego trzeba? Na pewno. Tego, tamtego, wszystkiego. Nie zrobiłem zdjęcia parkingu imprezy, ale wypadłem z kapci gdy zobaczyłem ilu z was zdecydowało się odwiedzić Warsaw Motor Show. To pewne, że nie grozi nam odejście od motoryzacji. Najwyżej, z małą dozą elektryfikacji. Tylko, czy aby nie chińskiej?