Mija tydzień od pączkowych uroczystości i wchodzimy w święto zakochania, co dla niektórych może wyglądać na jedno i to samo. Wszak miłość to sprawa raczej słodka, chociaż bywa, że również ma ona gorzki smak. I taki był też wydźwięk wykładu, którego wysłuchałem z ust wnuka Andre Citroena, zaproszonego przez portal Francuskie.pl.
Nawet jako aktywny uczestnik Klubu Cytrynki, jeszcze w latach postmilenialnych, nie miałem świadomości, że poświęcony francuskiej motoryzacji portal może obchodzić właśnie swoje dwudziestolecie. Cóż, wynika to pewnie z faktu, że więcej czasu spędzałem na jeździe cytrynami i ich poprawianiu i naprawianiu, niż czytaniu o nich w internecie. Ale potem to się zmieniło i odkąd Francuskie.pl kojarzę, wydawał mi się portalem newsów od importerów znad Sekwany. I okazuje się, że to wrażenie było jednak nie do końca prawdziwe.
Wspaniały to pomysł by swój jubileusz obchodzić w towarzystwie osoby związanej historycznie z jedną z francuskich marek. I celowo nie piszę, że najważniejszej, bo akurat pod tym względem bardzo trudno jest dokonać precyzyjnego rozgraniczenia. Co innego uważa pan Henri Jacques Citroen, który rodzinną (ale to w dalekiej przeszłości) markę wynosi pod niebiosa. Natomiast nie sposób się nie zgodzić, że Citroen pokazał światu DS i 2CV chociaż, paradoksalnie, wnuk założyciela tym modelom akurat wcale nie poświęcił swojej uwagi.
Spotkanie z Francuzem odbyło się w jednym z budynków Politechniki Warszawskiej, w zwykłej Sali wykładowej. A szkoda, bo w stojącym obok gmachu Wydziału Transportu mają lepiej do tego przystosowaną aulę. Dla mnie był to sentymentalny spacer, bo po sąsiedzku znajduje się „Chemia”, gdzie swoje młode lata (i pierwsze dorosłe też) spędził mój, nieżyjący już, tata. Stojąc przy historycznych cytrynach w perspektywie miałem więc fontannę i kasztanowce, które pamiętam ze spacerów z nim.
Wykład pana Henri okazał się również nasycony sentymentem. Co prawda, jako wnuk, francuski gość zapewne tylko liznął historii przodka (wszak urodził się dobre 20 lat po śmierci Andre), ale widać, że z wiekiem mocno zaangażował się w jej zgłębianie. Można więc odnieść wrażenie, że za swoją misję uznał z czasem niesienie myśli biznesowo-społecznej dziadka. Myliłby się bowiem, kto spodziewał się, że będzie tylko o samochodach.
Daruję wam streszczenia, ale było o przekładni z Głowna (gdzie zresztą gość pojawił się dzień wcześniej i wziął udział w nadaniu imienia dziadka jednemu z tamtejszych placów), pierwszej wojnie światowej i fabryce amunicji. Pan Henri mówił też o społecznym zaangażowaniu Citroena, o wspieraniu praw pracowniczych i szczególnie praw kobiet. Było o oryginalnych pomysłach marketingowych, właśnie do wspomnianych pań adresowanych przekazach w czasach, gdy kobiety kierowcy stanowili znaczącą mniejszość.
W ramach opowieści usłyszeliśmy też o słynnych szewronach marki i tym (nie wiedziałem), że ów znaczek stał się pierwszym symbolem – logo, zastosowanym zamiast pisanej (wcześniej) nazwy marki samochodowej. I o napisie Citroen na wieży Eiffle’a też było i anegdota jak to lecący do stolicy Francji Charles Lindbergh odnalazł miasto głównie za sprawą owego reklamowego przekazu. Było też o liście (mailingu marketingowym) do właścicieli koni z informacją o przewadze samochodu w kontekście czterokopytnych.
Wykład zahaczył też o kwestie biznesowe i relacji z bankami, które rzadko wspierały wizjonerskie pomysły dziadka pana Henri. To właśnie kolejna zapaść finansowa zakończyła opowiadaną historię, bo przejęcie samochodowej marki przez firmę Michelin faktycznie zbiegło się ze śmiercią pana Andre w 1935 roku i zamknęło pierwszy etap działalności firmy. A skoro o tym, wnuczek poinformował nas, że wniósł do państwa francuskiego o przeniesienie dziadka z miejsca na paryskim cmentarzu Montparnasse do Panteonu, gdzie od końca XIX wieku spoczywają prochy sławnych Francuzów.
Spotkanie mogłoby trwać jeszcze długo bo pan Henri zaznaczył, że czasem czuje się jak przywódca ruchu społecznego, który w samej Francji zrzesza około 60 tys członków. Mowa oczywiście o miłośnikach marki i samochodów Citroen. Warszawskie spotkanie nie miało może takiej skali (a nawet daleko mu było do tego), ale ja wysłuchałem tych opowieści z zaciekawieniem i uważam, że warto było w nim uczestniczyć. Jak to podsumował napotkany inżynier Vorbrodt: „Takie okazji nie sposób przeoczyć, kto bowiem wie czy, i w ogóle, nadarzy się kolejna”.

6 komentarzy
Dziękujemy za wspaniały wpis!
A ja za możliwość uczestnictwa. I w oczekiwaniu na inne i więcej ;).
Drobna uwaga – chodzi o Głowno, a nie Głogów 🙂
Dzięki za oko Krzysztof, już poprawione. Niby podobne, ale jednak nie to samo.
gratulacje należą się Jędrkowi Chmielewskiemu który to wszystko wymyślił
Oczywiście, nie uwzględniłem go może z nazwiska, ale wspomniałem kilka razy jego dzieło – Francuskie.pl. Nie wiem też na ile to zasługa osobista bo w trakcie spotkania obecnych było kilka osób, jak rozumiem związanych z portalem, dlatego odbieram sprawę zespołowo.