Tak mam tam w sumie niedaleko a jeszcze nigdy nie dotarłem na organizowane tam spotkania motoryzacyjne. W tym roku postanowiłem to naprawić i ruszyłem z wizytacją. Rozmach przerósł moje najśmielsze oczekiwania, zwłaszcza jak na imprezę klubu motocyklowego.
Domyślam się, że większość z was mińską imprezę zna z przeszłości więc głupio by było się na jej temat wymądrzać, skoro człowiek dotarł tam po raz pierwszy. Pozwolę sobie więc na kilka spostrzeżeń nowicjusza i liczę na tolerancję ze strony weteranów.
Jak wspomniałem, byłem przekonany, że impreza jest stricte motocyklowa a okazuje się, że zapewne nawet w połowie nie jest dedykowana jednośladom. Może zresztą jest, ale obecność czterokołowych gości jest tak przytłaczająca, że jednoślady stoją w ich cieniu.
Dojazd do Mińska, po otwarciu POW i dalej trasy na wschód, to kwestia kilkunastu minut, więc nie ma już usprawiedliwienia dla tych, którzy w Mińsku się nie pojawiają bo mają za daleko albo benzyna za droga. Wiadomo, jest drogo, ale warto.
W centrum podwarszawskiej miejscowości gromadzą się samochody, które nie docierają normalnie np. na spotkania Youngtimer Warsaw, albo docierają tam rzadziej niż by się je chciało tam podziwiać.
W Mińsku mamy przegląd wszystkiego, co dobre, na czterech i dwóch kołach. Jest klasyka z Europy ale i Ameryki, a kolekcja aut „PRL” naprawdę robi wrażenie. Samochody są świetnie utrzymane, bez graciarstwa. Widać, że właściciele wkładają w nie całe serca.
Wiadomo, że zlot motocykli raczej nie idzie w parze z samochodami, ale w Mińsku to się jakimś cudem udaje. Tym bardziej warto tu wpaść i dać oczom odpocząć od samochodów kiedy chwilowo zajmujemy się motocyklami.
Imprezie klubu Magnet towarzyszył konkurs piękności (dla publiczności) i rajd do Kałuszyna (dla uczestników). Pogoda była jak drut i taka jakiej należy spodziewać się we wrześniu. Dlatego solidna obietnica na sezon 2024: nie może was tam zabraknąć.