I w końcu, po ponad dwóch latach jazdy, przyszła pora na wypranie Mercedesa. No, nie całego od razu, nawet nie było z nim wcale takiej tragedii, ale fotele i podłoga bagażnika zdecydowanie wymagały troski.
Długo wahałem się nad wyborem właściwej techniki i wykonawcy i w końcu postawiłem wszystko na jedną kartę. Poprosiłem kolegę Artura, który dysponuje profesjonalną maszyną do prania oraz chęcią (nie powiem, sowicie opłaconą) do wykonania takiej pracy. Wyczekałem całą wiosnę, żeby nastały słoneczne i suche dni i dwa dni temu ustaliliśmy, że pora działać.
Nie będę wchodził w szczegóły, zresztą akurat mnie przy tym nie było, bo pojechał z innym kolegą i jego Cadillakiem na nagranie teledysku, ale po powrocie już było widać, że jest dobrze. W moim S211 fotele mają tapicerkę materiałowo-skórzaną, i to wszystko w jasnych kolorach, dlatego wiedziałem, że czyszczenie będzie dwu etapowe.
Skoro już materiałowa część wyglądała ładnie, a Artur wykrzywiał się na wspomnienie koloru, konstystencji i zapachu wody po praniu, zaplanowałem konserwację elementów skórzanych. Do tego celu używam, od lat, zestawu marki Gliptone oraz dedykowanej szczoteczki. Nie inaczej było i tym razem, aczkolwiek dałem autu całą dobę na wyschnięcie.
W zestawie Gliptone mam spray do czyszczenia, który wstępnie rozpuszcza tłuszcze i kurz i ułatwia wyciąganie go na wierzch skóry wspomnianą szczoteczką. Proces jest niewdzięczny, w miejsce czegoś, co uchodziło za czyste, nagle pojawia się brud. I tego tylko przybywa, dlatego proces należy powtarzać do skutku.
Najgorszy, jak się pewnie wszyscy domyślają, był fotel mój, czyli kierowcy. Cóż, zakładam, że poprzedni właściciel nie poświęcał autu nadmiernej uwagi (chociaż wnętrze było relatywnie czyste i wciąż pachnie Mercedesem), i kto wie, czy to nie było pierwsze takie jego pranie i czyszczenie w historii. Jak by nie było, to właśnie ten fotel wypadł najgorzej.
Z pozostałą tapicerką poszło łatwiej, kanapa z tyłu w ogóle wygląda na mało używaną. Podobnie fotel pasażera, ale fakt, że i w moich rękach samochód jeździł częściej pusty niż z kompletem pasażerów, co tylko potwierdza ataki ekologów i zarzuty formowane przy okazji wszystkich protestów pod hasłem „carpool”. Kiedy już wyczyściłem wszystkie elementy skórzane, nie mylić ze wszystkim, co nie jest z materiału, wszak tapicerka skórzana to tylko paseczki na bokach, a nie np. elementy zewnętrzne czy plecki, te wykonano już bowiem z tworzyw sztucznych, wziąłem się za natłuszczanie.
Są różne podejścia do tego etapu, ale ja, od lat, korzystam tutaj z… własnych dłoni. Raz, że Gliptone produkuje preparaty w oparciu o składniki naturalne, co jest zdrowe dla wspomnianych, a dwa, że niczym tak dobrze nie wetrzesz emulsji w skórę jak rękami właśnie. Przy okazji, skoro z tego materiału mam też kierownicę i mieszek biegów, zająłem się tymi dwoma elementami.
Tutaj zastrzeżenie, bo już to kiedyś przerabiałem, w przypadku kierownicy stosujcie natłuszczanie tylko wtedy, gdy z samochodu nie planujecie za chwilę korzystać. Pomimo ręcznego masażu, emulsja pozostawia na kierownicy śliski film i może sprawić niemiłą niespodziankę temu, kto zbyt wcześnie zdecyduje się na jazdę.
Cały proces prania i pielęgnacji (oraz porządnego wysuszenia pomiędzy) zajął więc nam, z kolegą Arturem, dwa bite dni i tyle też proponuję przeznaczyć na taki zabieg. Teraz jeszcze odnowienie plastików, szyb, chromów, listew. Szczerze mówiąc, może mi to zająć dobre wakacje, dlatego tym bardziej cieszę się, że mam do dyspozycji daily – Kimchi Car.
