Elantrę przygarnąłem do jazdy latem z czysto praktycznych względów. Jest zwrotniejsza niż Mercedes i mniej pali (czasami nawet o połowę mniej) a na trasie wciąż daje się z nią wytrzymać. I to nawet na tak długiej jak z Warszawy do Wilna.
Po tym jak sprawdziłem możliwości samochodu, nadszedł czas koniecznych poprawek. Ich pierwszą porcję opisałem – tutaj – a drugą – tutaj. Niby zatem wszystko zostało ogarnięte, ale pozostał jeden aspekt, który miał znaczenie, jak w tytule właśnie, praktyczno-estetyczne. Czyli koła.
Już w przypadku Marei miałem ten dylemat, ale temat opon i kół przerabiam to właściwie w każdym samochodzie. Kiedyś podchodziłem do sprawy szeroko, na piasty trafiały felgi, które najbardziej mi się podobały i na nie szukałem jakiegoś ogumienia, które okazywało się pioruńsko drogie więc podstawiałem używki.
Parę lat temu zmieniłem podejście. Skupiam się na jakości ogumienia a estetykę obstawiam po taniości. W Marei poszły fabryczne, zgodne z rocznikiem, kołpaki, w Mercedesie zmieniłem tylko opony, a w Hyundaiu, cóż, powtórzyłem manewr z Fiata.
Z tym, że kołpaki kupiłem już latem, ale póki co, trzymałem je w odwodzie. Nie to, że liczyłem na jakieś fajne alusy, ale jakoś nie byłem gotowy na te plastikowe dekory. Przyznajmy, że estetyką odbiegają od tego, co kiedyś serwował Fiat.
Druga rzecz, że na Elantrze miałem pokorodowane stalówki. Zastanawiałem się nad ich oczyszczeniem i malowaniem, ale ostatecznie trafiłem zdrowy komplet bez konieczności dodatkowych prac. Pozostała więc tylko kwestia opon.
Od lat korzystam z całorocznych i zdają egzamin. Dlatego i teraz poszedłem tą drogą. Przy czym zrezygnowałem z szerszych 195 60 15 (które zastałem na aucie, zresztą zimówki Barum), na rzecz kompletu 185 65 15 marki Matador, kupionych z pomocą firmy Szablex – tutaj.
Wczoraj odbyłem na nowym komplecie pierwszą trasę, około 600 kilometrów, przeważnie autostradą. Jedzie się cicho, wszak Matador to grupa Continental, więc opona jest cisza i miękka. Opony mnie zadowoliły a ekonomia na trasie jest chyba nawet lepsza niż wcześniej, ale to jeszcze będę potwierdzał w kolejnych wyjazdach. Prawdę mówiąc, to również pierwszy wyjazd Hyundaiem w niskich temperaturach i nie mogę się nachwalić super skutecznego ogrzewania kabiny.
Czy to już wszystko co było w tym aucie do zrobienia? Na teraz tak, ale trzeba pamiętać, że od początku postawiłem krzyżyk na aspekcie blacharskim, dlatego na wiosnę z zaciekawieniem obejrzę to, co zostało z rantów błotników. No niestety, ingerencja w ten obszar byłaby zbyt kosztowna.
2 komentarze
Nawet w starszym aucie, pozornie pozbawionym rynkowej wartości, należy o takie tematy dbać. Z drugiej strony, Hyundai zdaje się prezentować sporą wartość użytkową. To ekonomiczny samochód, warto o niego tak dbać.
W takim uczyłem się jeździć!