Szary XM odwiedza mnie, mniej więcej, raz na pół roku. Wykonujemy wtedy rutynowe przeglądy, ale bywa, że trzeba zanurzyć się nieco głębiej pod maską. Tak było tym razem. Od dłuższego czasu wisiał w powietrzu temat klimatyzacji. Raz działała, raz nie, a regularne dobijanie czynnika już nie pomagało.
Dobrze, że zawczasu przetarłem szlak w kolegi 605. Z XM jechałem już więc na pewniaka, wszak to, pomimo pewnych różnic, w miarę siostrzane konstrukcje. I nie zawiodłem się, sprawdzeni fachowy i tym razem pokazali klasę. Do wymiany nadawała się już chłodnica (udało się kupić oryginał Valeo) oraz osuszacz, na którym już rok temu zauważyłem zielone zacieki.
W drugiej kolejności zajęliśmy się elektryką. XM bowiem raz zapalał światła od razu a w innych sytuacjach komendy z manetki nie przyjmował, a bywało, że i przez kwadrans. Wiadomo, o ile z niedziałającą klimatyzacją da się żyć, to brak oświetlenia praktycznie wyklucza samochód z ruchu. Na dodatek tutaj nigdy właściciel nie mógł być pewien humoru w jakim zastanie danego dnia instalację.
Fachowcy z Q&K Service z Lublina podpowiadali wymianę wszystkich gniazd przekaźników i to wydawało się całkiem słuszne, wszak Citroen zamontował je tuż za przednimi lampami, a więc w doskonałym przewiewie, ale i konkretnym kontakcie z wilgocią. Zresztą w modelu C5 pierwszej serii gniazdo przekaźnika wentylatorów miałem kiedyś wyjedzone przez pogodę właściwie do spodu – na koniec rozpadło się przy demontażu a zamontowano je pośrodku grilla.
Ostatecznie, skończyło się na wyczyszczeniu fabrycznych gniazd, wymianie niektórych przekaźników i przejrzeniu tych elementów instalacji. Robota niby prosta i łatwa, ale w praktyce upierdliwa a skutki niedopilnowania niebagatelne.