Jeśli ktokolwiek myślał, że Kimchi uchowa się przed tradycyjnym odszczurzaniem, był w błędzie. Wolna chwila, plus trochę dobrych chęci ze strony kolegi i nieoceniona motywacja w postaci preparatu do paliwa Forte, potrafią zdziałać cuda, jak się okazuje.
Nic mnie tak nie przytłacza jak brud. No, może jeszcze korozja, ale z nią, w tym egzemplarzu, już na samym początku się pogodziłem i z czasem już nie zauważam. Zresztą nie dotyczy newralgicznych obszarów a jedynie estetyki, więc daję jej spokój. Co innego pod maską, tutaj nie mogłem się pogodzić z brudem i zdecydowałem się go pogonić.
Komora silnika jest dość naturalnym miejscem zbierania się brudu i kurzu. Przez przednie otwory wentylacyjne do tego miejsca dostaje się wszystko, co tylko z drogi da się zebrać. A potem to się miesza z tłuszczem, oparami oleju i jest elegancko wypiekane w wysokiej, panującej nawet pod maską diesla, temperaturze.
Czyszczenie zaczęliśmy od schłodzenia komory silnika, potem poszedł oprysk stosowną chemią warsztatową, ale uprzednio zdemontowaliśmy dekiel z góry silnika, który sam też wymagał czyszczenia, ale również zakrywał większość brudu pod spodem.
Do walki na takim polu kolega skierował głowicę myjki ciśnieniowej i dobierał ciśnienie tak, aby skutecznie zmywało brud, ale niekoniecznie demolowało sytuację pod maską. Przy okazji odkryliśmy, że komora została kiedyś zabezpieczona jakimś środkiem, którego warstewka wciąż pokrywa niektóre elementy. I nie dała się, do końca, zmyć.
Po wysuszeniu całości (na słońcu, a nie suszarką) czyli skonsumowaniu kolejnej kawki, zakręciliśmy z powrotem dekiel, odpaliłem silnik i proces mycia można było uznać za zakończony. Teraz z przyjemnością sprawdzam poziom oleju w silniku czy płynów z zbiorniczkach. Nie ma co, czystość jest lepsza niż brud. Zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz napędu.