Miałem taki pomysł, jeszcze na studiach, żeby pisać pracę końcową z historii amerykańskiego rapu (bo wydział to była Amerykanistyka), ale ostatecznie rzuciłem się w wir pracy zawodowej i studia poszły w odstawkę.
Kiedy po latach (ponad 20), postanowiłem dokończyć temat, okazało się, że warunki się na tyle pozmieniały, że trzeba mieć nie lada zasoby, żeby studia (niegdyś bezpłatne) dokończyć. I przypomniałem sobie, że już w tamtych czasach wdrażano u nas srogie opłaty za poprawki.
No nic, nie wszystko się w życiu udaje, można powiedzieć. Studia to nie jedyna, swego rodzaju, życiowa porażka, ale też nie buduję ich listy, zgodnie z zasadą, że nie popełnia błędu ten, kto nie robi nic. Podobnie, co w nauce, jest w życiu, pracy i czym sobie tylko pomyślisz.
Dlatego z tym większym zaciekawieniem dołączyłem do kolegi Marka, którego Cadillac Eldorado, rocznik 1974 (bodajże) zaproszony został na plan teledysku krajowego twórcy muzyki rap. Dlatego w niedzielny poranek wyruszyliśmy do hali zdjęciowej.
Na miejscu zastaliśmy młodzieżową ekipę. Do tego stopnia, że nawet ja byłem od każdego z nich jakoś dwa razy starszy. Oczom naszym objawił się również sam gwiazdor – niejaki Fifi. Miły, młody gość, wyluzowany i bardzo pracowity.
Trochę, jak zwykle, trwało zanim zdjęcia ruszyły. Wiadomo: make up, światło, scenografia, wszystko. Kiedy już jednak zaczęli, wszyscy na planie świetnie się bawili. Może poza „moim” Markiem, któremu muzycznie bliżej do hitów ItaloDisco czy Kabaretu Starszych Panów.
Nawet jednak i on dał się w końcu zjednać, w czym na pewno pomogły rozmowy w przerwie, w których Fifi snuł plany na przyszłość. Zapowiadają się pysznie i mam nadzieję, że Cadillac na planie teledysku pomoże mu w nakręceniu kariery. Tak, jak pomógł w nakręceniu materiału do video.
A my z Markiem wróciliśmy w doskonałych humorach. Ja nawet w lepszym, bo mogłem Eldorado poprowadzić.