Podobnie jak ludzie i inne stwory, samochody też mają różne usposobienia. Jedne są dostojne, inne leniwe, ale są i takie, o których trzeba powiedzieć, że są „żywe”. Innymi słowy, nie da się nimi jechać dostojnie, bo praca zawieszenia, układu kierowniczego a przede wszystkim silnika sprawia, że auto prowokuje i rwie do przodu. Mówią, że takie są auta włoskie ale tu mamy całkiem inny przykład.
Japończycy chyba sami zanudzili się za kierownicami testując swoje modele i żeby nie stracić czci ani pracowników, musieli od czasu do czasu wrzucić do produkcji coś ciekawego. Nie ciekawszego, zaznaczam, ale po prostu ciekawego. Tak więc był czas, że praktycznie każda tamtejsza marka mogła pochwalić się jakimś benzynowym wariatem. Suzuki nie było tu żadnym wyjątkiem a wersja GTI modelu Swift na pewno nie debiutowała w prezentowanej budzie.
Wielkim fanem Swifta GTI w oryginalne formie jest olsztyński as kierownicy Adam Dowgird, który miłość do Swifta dzieli ze swoim kolegą Grzegorzem. I zapewne z tego dzielenia wynika, że jako GTI ma jeszcze do dyspozycji Corollę. Doskonale to rozumiem, też bym nie chciał zostawać całkiem bez GTI kiedy już udam się w stronę tamtejszych szutrów a Suzuki na przykład zostawię u kolegi w garażu. Co nie znaczy, że i wy musicie się tym Swiftem z kimkolwiek dzielić.
W latach „motomagazynowych” miałem przyjemność pojeździć Swiftami, najmocniejsze, co nam udostępniali to były zwykłe 1.3 i wiem, że to był niezły kawałek samochodu. W tamtych czasach lepiej bawić się można było tylko za kierownicą konkurencyjnego modelu Starlet (też z silnikiem 1.3), ale Swift był nieco większy i siedziało się w nim niżej. Dlatego lepiej się nim jechało gdzieś dalej (najdalej to chyba do Mrągowa, o ile dobrze pamiętam) a Starletką pozostawała kręcenie się po mieście i okolicach.
Jeśli moje doznania zza kierownicy Corolli Adama mają się jakkolwiek do tego, co może zaproponować ten Swift, na pewno warto go rozważyć jako propozycję ulicznej broni. Wygląda może niepozornie a kierownica to chyba fabrycznie przeznaczona jest do demontażu i zastąpienia czymś naprawdę sensownym, ale niewielka masa własna, w miarę długi rozstaw osi i moc silnika powinny dać tutaj piorunujące efekty. Których zresztą nikt po nim, na pierwszy rzut oka, by się nie spodziewał, że taki żywy.