Dawno temu, kiedy warszawska Galeria Mokotów nie była jeszcze nawet GalMokiem, w jej wnętrzach, na parterze, urządzono salon marki Smart. I właśnie tam miałem przyjemność najpierw zachwycić się wyglądem Roadstera a następnie rozczarować jego ciasnotą. Serio, wóz okazał się tak niewygodny, że pomimo początkowego zachwytu, odszedłem z salonu raczej zniesmaczony.
Roadster to był kolejny szalony pomysł twórców marki Smart. Po niewielkim samochodziku miejskim, zamarzyli o czymś bardziej ambitnym. Natomiast na jotę nie zmienili filozofii budowy pojazdu, nadal głównym elementem nadwozia była wyeksponowana dumnie klatka bezpieczeństwa.
Sportowy Smart dzielił więcej z pierwszym modelem. Wiele elementów wnętrza było wspólnych, podobnie jak, niestety, silniki i całe napędy. Ten trzycylindrowy turbodoładowany benzyniak niby robił robotę, ale sposób jego pracy nie do końca chyba licował z nowoczesnym wyglądem auta.
Z dzisiejszej perspektywy, trudno oprzeć się wrażeniu, że Roadster wydaje się wprost gotowy pod zabudowę silnikiem elektrycznym. Wszak z przodu już ma bagażnik a z tyłu, zamiast tych pyrkoczących trzech garków, można by wsunąć bezszelestną baterię. Cóż, może i tak, ale już na to dzisiaj za późno. Czy nie?
Warto przy okazji wspomnieć, że Roadster miał w mokotowskim salonie rodzeństwo, którym był model Coupe. Różnica nie była wielka, ale szklana pokrywa tyłu „a la Porsche 924” mogła się podobać. Przyznam, że z początku nawet i ja dałem się na nią „złapać”, ale z czasem, gdyby była taka potrzeba, jednak wybrałbym Roadstera.