Tylko raz byłem bliski zakupu Avantime’a. Samochód był w pięknym błękitnym kolorze, z jasną, skórzaną tapicerką, pełnym przeszkleniem i silnikiem V6. Wszystko mi się w nim podobało, może poza zbyt wyniesioną pozycją za kierownicą. Co ciekawe, wrażenie było podobne jak w Range’u Classic, ale to jednak nie było to samo.
Podobny zarzut postawiłbym większości współcześnie produkowanych Fiatów, z kultową „Pięćsetką” na czele. Stołki w tych autach stoją wysoko i nie ma takiej dźwigni regulacji ich wysokości, która byłaby w stanie cokolwiek na to poradzić. Efekt jest taki, że cały czas chcesz odruchowo siedzieć niżej, ale tego właśnie życzenia samochód nie jest w stanie spełnić.
Nie do końca rozumiem tę tendencję, wszak zbyt wysokie siedzenie nie sprzyja komfortowi ani odbiorowi drogi. Nie wydaje mi się też, by mogło poprawiać jakikolwiek parametr przestronności kabiny, ze specjalnym uwzględnieniem miejsca na nogi pasażera siedzącego za kierowcą. W 500 w ogóle tego miejsca nie ma a konstrukcja fotela w Avantime jest tak gruba, że i tak nic więcej pod nim się nie zmieści.
No i właśnie, niby genialny i oryginalny projekt z ery Patricka Le Quement, ówczesnego szefa designu w Renault, ale niepozbawiony usterek, być może biorących się z okrojonego jednak budżetu, który nie pozwolił na pełne dopracowanie samochodu. Cóż, na samym wyglądzie daleko się nie zajedzie, czego najlepszym dowodem marna sprzedaż tego modelu w czasach, gdy wyjeżdżał z salonów. Bo dzisiaj to jednak zupełnie inna rozmowa.