Po latach człowiek zastanawia się czasem, że mógł dokonać pewnych wyborów a dokonał innych i czy to dobrze, a może właśnie nie do końca. Tak miałem też do niedawna z Fiatem Coupe.
Doskonale pamiętam jego debiut, był wtedy o wiele za drogi żebym sobie mógł nań pozwolić, ale przecież z biegiem lat wartość Fiata Coupe zanurkowała tak, że mogłem wejść w posiadanie ładnego egzemplarza kilka razy. Co więc sprawiło, że nie zdecydowałem się na Coupe?
Cóż, sylwetka to nie wszystko i od czasów premiery Coupe pamiętałem go jako samochód piękny, ale nie do końca smaczny. Tandetne wnętrze i zbyt wysokie ustawienie fotela kierowcy, ogólna wada wielu modeli włoskiego producenta, którą Fiat uporczywie powtarza, nawet w kultowym Nuova 500, to mnie od niego odstręczało.
Ktoś powie, że przesadzam i przecież nie ma się co skupiać na wnętrzu, skoro nadwozie robi taką robotę. Może i tak, ale chciałbym żeby było pięknie również po zajęciu miejsca za kierownicą, a zdaniem Fiata starczyć mi musi plastik w kolorze nadwozia. Wyjątkowo nie lubię też tych płasko osadzonych i brzydkich zegarów. Nie można było spytać Alfy o inne?
Z czasem człowiek jest skłonny wiele wybaczyć, dlatego nie jestem już dzisiaj aż taki, w stosunku do Coupe, restrykcyjny. Nawet, nie tak dawno, rozważałem na serio powrót do tego pomysłu. Wtedy wsiadłem do ładnego egzemplarza i… no nie, nie przyzwyczaję się do tej pozycji za kierownicą, kompletnie nielicującej z wizerunkiem auta i zwyczajnie niewygodnej.
Co nie znaczy, że musicie się ze mną zgadzać. Niech bowiem każdy przerabia takie dylematy na własną rękę. Dość powiedzieć, że mam na oku pewien model, który już miałem w kieszeni, ale w ostatniej chwili historia potoczyła się inaczej. I nie, nie był to Capri, chociaż tutaj również mało brakowało. Ale też Ford.