Siła w niezawodności.
Niektórych pewnie zaskoczy fakt umieszczenia 928 w kategorii daily, ale takie posunięcie jest konieczne dla właściwego rozumienia podstaw reputacji modeli tej marki.
Otóż, w odleglejszych, niż okres lat 80., czasach, Niemcy postawili, słusznie, na niezawodność. Porsche były samochodami sportowymi ale pozbawionymi „sportowych” fochów, tak charakterystycznych np. dla samochodów włoskich.
Porsche zawsze zapalało, jechało gdzie chciałeś, a potem czekało, żeby znowu zabrać cię w kolejne miejsce. Bez jęków, stęków, fochów. Można rzec, jak Toyota. Oczywiście, miało przy tym ten słuszny znaczek, ciekawą stylizację nadwozia i, jednak, ekskluzywność.
Wraz z nastaniem modelu 928, to wszystko urosło do potęgi. O ile bowiem autostradowa jazda w 911, niezależnie zresztą od rocznika, to samowolne skazywanie się na dźwiękowe i fizyczne katusze, to 928, ze swoim silnikiem V8 umieszczonym, wreszcie, w nosie, zmieniał reguły gry.
Dobrze tedy pisze właściciel samochodu, że książka serwisowa tego egzemplarza wskazuje na początkowe, roczne, przebiegi na poziomie 50 tysięcy kilometrów. Auto było, znaczy się, używane zgodnie z przeznaczeniem.
Teraz, po wszystkich zabiegach renowacyjnych, dobrze by było, żeby tę formę użytkowania przywrócić. Czyli, nie kupujemy by postawić w garażu i nakryć kocem, tylko wlewamy paliwo (niemało, warto o tym pamiętać) i zaczynamy jazdę. To mu (i nowemu nabywcy) wyjdzie tylko na zdrowie.