Prezent na urodziny.
Przyjęło się przez lata, że wersje „Anniversary” u Saaba to była taka ich wewnętrzna celebracja. Wraz ze spadkiem cen, te obchody można uznać za własne.
Szwedzi z Saaba wypracowali przez lata wspaniałe techniki pobudzania wyobraźni swoich klientów. Jest to o tyle zabawne, że zwykło się uważać, że odbiorca Saaba to z gruntu człowiek o silnie pobudzonej wyobraźni. Architekt, poeta, fotografik. A jednak działały na takich ludzi patenty pod hasłem Anniversary czy Aero albo kultowe „Born from Jets”.
Prawdę mówiąc, ta ostatnia, właściwie pożegnalna kampania, była w wydaniu Saaba najbardziej cyniczna. Wiadomo, z technologią lotniczą, markę łączyła w gruncie rzeczy tylko wspólnota kapitałowa z producentem myśliwców Viggen oraz… klawisz „black panel” sprytnie wygaszający niepotrzebne kontrolki na zegarach i tablicy przyrządów. Poza tym, im bardziej powiązane z General Motors, tym Saaby stawały się normalnymi samochodami.
Ale 9000 to jeszcze nie są czasy GM, w każdym razie nie całkiem. Ten model opracowano wraz z grupą Fiata, ale po swojemu, po szwedzku. Potężne, jak na czterocylindrowce, moce wyjściowe, luksusowe wyposażenie, przytulne kabiny. Można było takim Saabem śmigać po autostradach całego świata, bez najmniejszych kompleksów, że niby mało znana, niszowa marka.
Dzisiaj, czasy świetności Saaba odchodzą powoli do historii. Cóż, cała marka tam się znalazła, tym trudniej jest nam mówić o tych samochodach, jako propozycji do codziennej jazdy. Uznajmy jednak, że 9000 wciąż się do tego świetnie nadaje a teraz nie kosztuje fortuny i wciąż daje się w miarę sensownie serwisować.