Internet obiegła niedawno wiadomość, że Citroen obetnie ofertę z samochodów małych (C1) i dużych (C5-X) i pozostawi tylko średnie. Pomijam, że marka pozbywa się tym samym udanych modeli, ale też swoich historycznych odniesień. Wszak to 2CV i DS zbudowały tę markę, a teraz pozostanie im tylko coś jak BX.
W podobnej sytuacji bywała też np. Honda. Japońska marka, która dała światu Civica i wcale nie musiała dokładać do tego modelu Legend, który zresztą w apogeum rozwoju technologicznego i estetycznego odszedł w całkowitym zapomnieniu.
Zamiast skupić się na dopracowywaniu niewielkiego modelu, Honda dorzuciła jeszcze wozy takie jak Jazz czy Accord a potem sięgnęła po tzw. lifestylowe propozycje w stylu CR-V. Jak by tego było mało, dała światu NSX i CRX i uznała, że to jest nisza godna jej możliwości.
Domyślam się, że model S2000 powstał z chęci pokazania się światu z roadsterem (może aby pobić Mazdę?), ale też koniecznie zestawić go ze szczytowym hondowskim osiągnięciem – silnikiem VTEC, co akurat, moim zdaniem, nie było zbyt szczęśliwym posunięciem.
O ile bowiem Mazda, w MX-5, wiernie odtworzyła wrażenia z brytyjskich samochodów tego typu czyli fajną dynamikę z doznaniami z jazdy z otwartym dachem, to Honda postanowiła dać nam coś, co umożliwiało jazdę z rozwianą czupryną, ale z oczekiwaniem piłowania na granicy odcięcia silnika.
Jak dla mnie, te dwa podejścia wzajemnie się wykluczają, dlatego S2000 nigdy nie trafiło na listę moich aut marzeń, pomimo udanego nadwozia i, a może nawet jeszcze lepszego, wnętrza. Możliwe jednak, że ktoś widzi sprawy inaczej.