Roadster to chyba najbardziej „wolnościowa” propozycja wśród samochodowych nadwozi. Mówi jasno i wyraźnie o osobowości kierowcy, jego statusie społecznym i niechęci do podejmowania nadmiernych zobowiązań. Ale tylko wtedy, gdy pod domem nie parkuje swojego Suva.
Miałem napisać minivana, ale w ostatniej chwili przypomniałem sobie, że te wielkie pudła na kołach są już passe i teraz każdy, kto żyw, pragnie być widziany w czymś, co przypomina terenówkę. Nawet, jeżeli tylko z przednim napędem. I nawet, jeżeli jeździ tym tylko do biura i po autostradach.
Ale nie odbiegajmy od sedna, jakim ma tu być wolność w odkrytym nadwoziu. I pomyślmy sobie tak, lato, pełne słońce, temperatura około 30 stopni, korek. W pierwszej chwili, spoko. Wszak siedzimy sobie w naszym roadsterze, spoglądamy ciekawie na innych, albo nie. Ależ się muszą męczyć w swoich klimatyzowanych autach z zamkniętymi dachami. Czy aby na pewno?
Pisałem niedawno o jeździe skuterem – tutaj – i tym, że taki środek lokomocji jest świetny, ale nie zawsze. Zdarzają się, nawet kilka pod rząd, dni, że jazda takowym daje super frajdę. Człowiek wraca rozluźniony, nawet jeśli dzień wcale nie był relaksujący. Sama jazda z wiatrem w głowę (bo o włosach nie wszyscy mogą powiedzieć) już robi robotę.
Jednak, gdy pogoda się załamie, temperatura drastycznie spadnie, skuterowanie już nie jest fajne. Podobnie rzecz się ma tutaj, za kierownicą roadstera. Żeby bowiem nie wiem jak kultowa była MX-5, śnieg i błoto pośniegowe to nigdy nie będzie jej domena. Podobnie jak stanie w korkach w prażonym słońcem centrum miasta. Ten samochód po prostu nie został do tego stworzony.