Miłość, nie blacha, bo w tym modelu niestety różnie z tym bywało. Co nie zmienia faktu, że XMa postrzegam jako wyjątkowo dobrze leżący mi model, z którym chętnie zaprzyjaźniłbym się ponownie.
Poza „stara miłość nie rdzewieje” jest jeszcze „nie wchodź dwa razy do tej samej rzeki” i ono ma głęboki sens, na dodatek w dwójnasób. O ile bowiem ktoś poznał już pewien model samochodu, nie musi tego podejścia powtarzać. Całkiem jak w alpinizmie, liczy się korona, nie powtarzalność.
Cóż z tego skoro człowieka ciągnie do tego czym XM mami, konkretnie do płynącego komfortu zawieszenia i przyjemnego przyspieszenia co jest w tym przypadku zasługą benzynowego i uturbionego silnika, na dodatek z automatyczną skrzynią.
Tę kombinację znam i jest ona całkiem w porządku, natomiast ten egzemplarz polakierowano w obłędnym kolorze i dorzucono przepiękne wnętrze, ze skórzaną tapicerką i eleganckimi drewnianymi akcentami. Naprawdę można wpaść w zachwyt, czego nie omieszkałem.
Mija tydzień od wpisu o Golfie VR6, po drodze były jeszcze inne auta, na pewno z innej rzeki. Dlaczego więc przed decydującym (o zmianie ważnej cyferki w liczniku życia) weekendem powrót do Citroena? Ba, widocznie w tym wieku człowiek robi się sentymentalny.
Citroen XM Turbo
Rocznik: 1994
Cena wywoławcza: 18 000PLN