Po świetnym albo przynajmniej spektakularnym okresie w WRC, Subaru otoczyło się mgiełką kultowości i samo uwierzyło w to, że cokolwiek wymyślą, to ludzie chętnie to kupią. Ta mgiełka jednak nie spłynęła na klientów.
Po oryginalnej Imprezie, kolejne jej wcielenia były tylko gorsze, przynajmniej z estetycznego punktu widzenia, bo technicznie nikt nigdy nie negował dokonań Japończyków. W ślad za wyczynami przy tym modelu, projektanci marki poszli dalej i powstały coraz brzydsze pokolenia Legacy i Forestera.
Ten ostatni zresztą awansował do ligi SUVów, chociaż zbudowany oryginalnie na podwoziu Imprezy właśnie, stanowił tak ciekawe jej rozwinięcie, że pokochały go nawet rodziny, bo przecież w odmianie kombi, jak prezentowany samochód, miejsca wcale nie było więcej niż w sedanie.
Subaru popełniło jeszcze jeden błąd, przynajmniej tak to wygląda z perspektywy czasu. Zamiast skupić się na osiągach i stonowanej estetyce, zrobiło coś odwrotnego. Udziwniło wygląd swoich samochodów, a pod ich maski zapakowano silniki o nieadekwatnie niskich mocach, jak ten 1.6.
W normalnym samochodzie, te niespełna 100 koni zostałoby pewnie uznane za zupełnie wystarczające, ale mamy kurczę do czynienia ze spadkobiercą legendy rajdowych szlaków. Coś nam się chyba zatem należy od niego więcej, czy nie?
Podsumowując, ta Impreza to całkiem udana propozycja zachowanego w świetnym stanie japońskiego samochodu, która kompletnie nie przystaje do wizerunku kreowanego przez producenta. Taka kultowa niekonsekwencja, którą tę markę pogrążyła. A szkoda.