O różnych sobie tutaj samochodach rozmawiamy, czasami aż dziwi mnie, że takie cuda powstały i znalazły nabywców. Ale jeden model, w moich marzeniach, pozostaje bez zmian, jeśli chodzi o coś dla siebie, co by się chciało, marzyło, pragnęło. I tym modelem jest właśnie 928.
Problemów z nim mam jednak kilka i nie zalicza się do nich wcale kształt nadwozia. O nie, to mi się w nim akurat najbardziej podoba, z owalnymi drzwiami i zintegrowanymi zderzakami, o których nikt w tamtych latach jeszcze na poważnie nie myślał.
Mianowicie, czy miałby to być samochód pierwszej generacji, bo jednak jest taki trochę jakby szczupły, to było pierwsze zastrzeżenie i latami się go trzymałem. Tymczasem, chyba niepotrzebnie, bo z kolei kolejne wersje są już znacznie, w porównaniu do „jedynki” napompowane.
Kolejna sprawa to napęd, ale też, z biegiem czasu, stwierdzam, że to sprawa drugorzędna. Jaki by to nie był samochód, jeżdżę nimi po trasie z prędkością 120-130km/h a do takich lotów nadaje się praktycznie każdy wóz, poza może Maluchem. W tym przypadku, a mamy do czynienia z bazowym 928 pierwszej serii, pod maską jest najsłabsze V8 o mocy raptem 240 koni, ale i tak jeździ ponad 200 na godzinę (o wiele, jak dla mnie, za szybko). Dlatego rozważania napędu odpuszczam.
No i kolorystyka. Chyba kluczowa sprawa w przypadku tego nadwozia. Przed laty byłem zachwycony błękitnym kolorem 928 S4, na które natknąłem się w pewnej śląskiej kolekcji. Bardzo mi wszedł w głowę, jeszcze z tym skrzydłem na tylnej klapie.
Kiedy jednak zobaczyłem ten egzemplarz, w tak bardzo dla 928 nietypowym kolorze, też mi się spodobał. Nawet bardzo. I jeszcze ta niebieska skóra. No, wszystko mi tutaj pasuje, ze stanem, takim nieco spatynowanym, włącznie.
Jak więc widać, z wiekiem człowiek odpuszcza pewne „ostre” wymagania i dojrzewa do pewnych rozwiązań. Cieszy mnie również, że 928 odpada z szaleńczej konkurencji cenowej, która dotknęła chyba całą linię 911, do której bez setek tysięcy zbliżać się nie ma sensu. Niecałe 100 tysięcy PLN za to auto to cena, którą jestem gotów przełknąć, aby wreszcie jeździć tym, czym zawsze chciałem.