Drżała przed nim S-klasa
Ten model osiągnął parę lat temu rynkowe apogeum. Teraz, kiedy już minęło, wciąż pokazują się ciekawe egzemplarze i w całkiem przystępnych cenach.
To była potęga. Toyota wymarzyła sobie skok w nadprzestrzeń i… zrobiła to. Ten samochód wprawił wtedy wszystkich w osłupienie. Przy nim S klasa zwyczajnie bladła. Wydawała się przestarzała, przyciężka i pozbawiona technologicznych fajerwerków.
Wbrew pozorom jednak, LS nie był motoryzacyjnym festynem. To zachowawczo narysowana limuzyna, której głównym adresatem był amerykański biznesmen, regularnie odwiedzający lokalne pole golfowe i znudzony ciężkawym wizerunkiem niemieckiej limuzyny.
Nie ma co gadać, w Lexusie taki człowiek odnalazł się bez błędu. Obszerne nadwozie, mocny silnik, czytelne wnętrze zmontowane z najwyższej jakości materiałów. Do tego Japończycy dorzucili fantastyczną gwarancję ale przede wszystkim legendarną (wówczas) trwałość Toyoty.
Ten egzemplarz prezentuje się bardzo smakowicie. Zachęca pełną historią, rzetelnym opisem sytuacji serwisowej i estetyczną prezencją. Cieszy też, że właściciel pokusił się o atrakcyjne zdjęcia, które towarzyszą pozostałym elementom. Brawo.