Wiadomo, że chciałoby się połączyć ogień z wodą i pieprz z solą a konkretnie mieć klasyka i jeździć nim na co dzień. Z pewnych względów okazuje się to czasem trudne i nie tylko dostępność części zamiennych staje nam na drodze. Latem bywa to upał a zimą, zwykła troska o stan blacharki naszego staruszka.
Da się to oczywiście ominąć albo przynajmniej minimalizować konsekwencje takich warunków, ale do tego potrzebne są co najmniej dwa auta albo jedno, ale takie, które łączy ze sobą przeszłość z teraźniejszością. Trochę to dało się poczuć z początkiem tygodnia, kiedy pisałem o Peugeot 106, ale dzisiaj to już naprawdę robi się gorąco. Mamy bowiem do czynienia z autem starszym, ale jakby jednak nowym. Co powiecie na C klasę z przebiegiem raptem dwóch tysięcy kilometrów?
Wiadomo, przebieg swoją drogą, wersja swoją a zupełnie oddzielna kwestia to jak ten model zachowywał się w kontakcie z siłami natury. Chyba wszyscy wiedzą, że ten okres w historii niemieckiej marki zaowocował nie tylko niezbyt pięknymi automobilami (jak Okular), ale również nieudanym małżeństwem z Chryslerem oraz rekordowym wręcz spadkiem jakości produkcji, zwłaszcza jeśli chodzi o zabezpieczenie antykorozyjne. Może się więc zdarzyć, że taki stary/nowy Mercedes źle zniesie pierwsze nawinięte kilometry.
Cóż, może i tak, ale zakładam, że minie kolejne 10-15 lat zanim na nadwoziu pojawią się pierwsze tego oznaki, a wtedy ten egzemplarz i tak będzie skazany na jazdy w terenach mocno pozamiejskich. Zadbają już o to wdrażane właśnie z sukcesem zielone strefy, do których takim cukiereczkiem wjedziemy, owszem, ale tylko 10 razy w roku na spot fundacji Youngtimer Warsaw. Co tylko prowadzi mnie do spostrzeżenia, że całe lato praktycznie bywałem na nich na skuterze i tylko na finał podjechałem błękitnym W124.