Kręci się już, podobno, trzecia odsłona Top Gun, a jednym z jej głównych bohaterów jest przecież lotnik o zawołaniu Viper. Brzmi to srogo, ale w czasie debiutu więcej mówiło się o silniku V10 z pickupa, niż o zbieżności nazewnictwa z samochodem Cobra.
A było o czym mówić, wszak Cobra to dzieło Carrola Shelby, mocno powiązanego z marką Ford. Co jednak może być czytelne tylko dla kogoś, kto zapuścił się poza amerykańskie miasta. A przecież i w nich trwała na całego rywalizacja pomiędzy Moparem, Chevy i Fordem. Z tego, tzw. starego świata, wywodzi się Dodge Viper. I podobnie jak tamten świat, i jego czas już dawno przeminął.
Prostota konstrukcji tego samochodu z jednej strony rozczarowuje, a z drugiej jednak wprawia w pewien podziw. Oto mamy maszynę do wyścigów ulicznych, na dodatek ubraną w najlepszy z możliwych kombinezon. Taki, którego Włosi uszyć się nie odważą, bo po poza proporcją, jest tu jeszcze taka dawka testosteronu, jakiej nikt nie odważy się spojrzeć prosto w oczy.
Z drugiej strony, ten samochód przetrwał z powodzeniem wszystkie paliwowe kryzysy i mody i kiedy pokazuje się gdzieś na sprzedaż, natychmiast przykuwa uwagę i zawartość portfela. Brzmienie silnika i muskularność nadwozia sprawiają, że mało kto może i chce oprzeć się pokusie tytułowania się władcą Żmiji. Chociaż jej konstrukcja nie sprzyja eksploatowaniu możliwości mocowych napędu.
Co tu dużo gadać, Viper to jakby pickup w miejskim przebraniu, ale dopracowaniu rozłożenia mas czy zaawansowaniu zawieszenia nie poświęcono nadmiernej uwagi. Dlatego robotę robi on na stojąco i przetaczając się, z groźnym pomrukiem, pod klubami. Wszystko poza tym, to już ryzykowanie życiem swoim i innych. Co nie znaczy, że nie rywalizował w wyścigu 24h LeMans.