W czasach dominacji dziewczyny z Raszyna, którą świat zna pod hasztagiem #1GA, wzmianka o łokciu może automatycznie wywoływać obawy o stan jej zdrowia. Natomiast miłośnicy oplowskich ciekawostek od razu wspomną o piętrowych garażach z wymalowanym na zjeździe czerwonym paskiem.
Manta to od niemal zawsze obiekt kultu, ale obawiam się, że w ostatnich latach to uwielbienie gdzieś wygasło. Cóż, stało się tak pewnie dlatego, że ubyło właścicieli tych ciekawych samochodów a i samych samochodów w dobrym staniej jest jak na lekarstwo.
Tym większe więc szczęście, że jeden z egzemplarzy uchował się w niedalekiej Szwecji gdzie od 2017 roku przechodził proces renowacji. Drugie szczęście, że dokonano jej w naprawdę dobrym stylu a trzecie, że autor projektu nie zdecydował się na korzystanie z efektów swojej pracy w sposób inny jak pozyskanie środków na zakup kolejnych aut.
Może trudno w to uwierzyć, ale Manta pojawiła się w sprzedaży w połowie lat 70. i początkowo oferowany był jako coupe, takie jak ten biały egzemplarz. Natomiast wkrótce do gamy dołączył też hatchback o wydłużonych tylnych szybach i łagodnie opadającej linii dachu. Pierwsze Manty miały pod maską silniki 1.9 o mocy niecałych 90 koni, ale oferowany egzemplarz jest z 1984 roku i te już można było kupić ze 110 konnym dwulitrowcem. Jako GT/E, ta Manta ma też fotele Recaro i elementy stylizacji marki Irmscher.
Biała Manta, jako samochód po pełnej renowacji, stanowi łakomy kąsek i nic dziwnego, że szwedzki dom aukcyjny Bilwebauctions wycenił ją na równowartość niemal 100 tysięcy złotych. Jak się ta aukcja zakończy, przekonamy się już wkrótce. Okaże się wtedy czy są wśród nas wciąż amatorzy chłodzenia stawu łokciowego w lewej ręce.