Z pewnych powodów, kolor żółty stal się ostatnio modny wśród polskich miłośników klasyki. Nie ma to żadnego związku z wiosenną akcją żonkili (ani ich wysypem jako kwiatków), ale ideologia dopisywana jest do żółci niemal równie intensywnie, co w historycznym przypadku. Więc dla tych protagonistów mam dzisiaj ciekawe wyzwanie.
Licytacja w przypadku żółtego Porsche miała wyjątkowo niedramatyczny przebieg. Pierwsza oferta – 500EUR, druga – 1000, a trzecia… i nie żartuję: 100 000EUR. Pomijam, że to jeszcze daleko do rynkowej wartości tego samochodu, o czym za chwilę, ale od dłuższej chwili nikt nie podjął rękawicy, ale do końca aukcji na Benzin.fr jeszcze zostało 5 dni.
Wyjątkowe serie to absolutnie ulubiona dyscyplina producentów samochodów (i nie tylko), a Porsche nie stanowi tu żadnego wyjątku. Kiedy bowiem masz już niemal wszystkie składowe i możesz dokonać niewielkiej zmiany, która przyniesie znaczący profit, nie wahasz się przed tym ani chwili. Z pomalowaniem samochodu na żółto włącznie.
Nawet osoba nieobeznana z tematem, kiedy dostrzeże na drzwiach napis Carrera a na tyle ten ducktail spojler z oznaczeniem RS, to już nie ma wątpliwości, że stoi przed nietuzinkowym egzemplarzem niemieckiej marki. To nic, że kabina wygląda jak sklecona naprędce na zapleczu warsztatu z zabawkami a jakość montażu pozostawia sporo do życzenia. Ważne, że za tylną osią wisi duży motor a z chwilą jego uruchomienia, można już zacząć martwić się o własne życie.
Trudno przewidzieć, czy zółtość pojazdu przyciągnie polskich kupujących (z reguły to jeszcze wciąż pośrednicy a nie końcowi właściciele, właściwie nie bardzo wiadomo dlaczego), ale jest jeszcze czas na zastanowienie. Pytanie tylko, czy warto będzie próbować przebić aktualnie dość wysoko ustawioną cenowo poprzeczkę. Jak to jednak mówią, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. I tylko od was zależy, czy wciąż będą to tzw. handlarze czy jednak już wy.