Martin Oberschulte to gość, który nie lubi od razu mówić co ma i za ile. Puści kilka zdjęć i czeka, obserwuje reakcje ludzi. Już na tym wstępnym etapie pojawia się czasem ktoś poważnie zainteresowany, ale czasem nie. Z czasem, doczekamy się wszystkich informacji na temat tego Saaba, ale na teraz, musimy zadowolić się własną wiedzą.
Stylizowany przez Sasona Sixtena samochód to naturalne rozwinięcie czy, jak kto woli, modyfikacja modelu 93, produkowanego przez Szwedów od 1960 roku. Saab znany jest z niechęci do wdrażania nowości i mamy tu tego naprawdę wyraźny przykład. To również ostatni garbaty Saab, po nim weszła już trójbryłowa limuzyna 99, z której już tylko rzut beretem do Krokodyla, z których marka jest w Polsce chyba najbardziej znana.
To jedna garbate Saaby zbudowały wizerunek szwedzkiego samochodu i to one, wraz z Mini, brylowały w swoim czasie na ośnieżonych trasach Rajdu Monte Carlo. Rajdówki miały jednak silniki dwusuwowe a Erik Carlsson znany był z zamiłowania do odwracania swojego wozu tyłem do przodu i jazdy na wstecznym bo na to pozwalała mu charakterystyka dwusuwu. Saab się jednak rozwijał, wkroczył do USA, a tam silnik „duo tempo” nie był mile widziany.
W 1967 roku, do modelu 96 zakupiono i zainstalowano więc silnik V4 z Forda Taunusa. Widlasty czterosuw Forda miał pojemność półtora litra i całe 65 koni mocy. W amerykańskiej wersji eksportowej silnik nieco powiększono i wzmocniono do 70 koni. Równolegle z tymi zmianami, wdrożono tez nowy wygląd atrapy przedniej. Zniknęły kultowe, okrągłe reflektory a w ich miejsce weszły większe, podłużne lampy. Podobne miał potem model 99.
Czerwony samochód to sama końcówka produkcji serii 96. Poznać to można po spojlerze na tylnej klapie i powiększonych lampach tylnych a przede wszystkim po rozbudowanych kierunkowskazach (z zabudowanymi w nich również światłami pozycyjnymi), które również nawiązywały już do kolejnego modelu marki. Również fotele w tym egzemplarzu są identyczne jak w modelu 99. Takie samochody budowano tylko w latach 1978-80.