W tygodniu, który zakończy się kolejną edycją „Mercedesem po Wiśle” nie widzę innej możliwości jak zacząć od… Mercedesa właśnie. Przy czym wcale nie sądzę, aby właśnie model 123 był najliczniej, w Płocku, reprezentowany. Doświadczenie ubiegłych lat uczy, że miłośnicy marki traktują tę serię jako całkiem współczesny wóz a na wyjątkowe spotkanie lubią ubrać się w coś niecodziennego.
Z satysfakcją stwierdzam, że miniona dekada (a nawet więcej) zmieniła polski krajobraz klasyków nie do poznania. A ten rok wydaje się wręcz apogeum. Lawinowo przybywa imprez targowych, zlotów, prezentacji, aukcji i co tam kto sobie jeszcze zamarzy. A wszystko po to, by cieszyć się klasyczną motoryzacją (póki można), a przede wszystkim przyciągnąć do zabawy kolejnych uczestników.
Płock, ze swoim malowniczo położonym rynkiem, będzie pod tym względem świetnym miejscem do rozpoczęcia przygody z klasyką. Z kolei marka Mercedes to jeden z pewniejszych pierwszych (i kolejnych też) kroków ten świat. Barwny i kolorowy, ale dla nowicjusza pełen niespodzianek, zaskoczenia, powodów do frustracji. Mercedes wiele z tych aspektów łagodzi. Za sprawą dostępności części, skali i jakości wyprodukowanych samochodów i grona oddanych pasjonatów.
123 to zaś niegłupi pomysł na debiut w nowym środowisku. Zwłaszcza, gdy samochód jest w takim, jak tutaj widać na zdjęciach, stanie. Praktycznie wystarczy tylko dzisiaj wysłać po niego lawetę, która pewnie wróci na czwartek. W piątek rano przetrzeć szmatką (po drodze na pewno jakiś kurz czy deszcz go dopadnie) i już można podążać na swój pierwszy mercedesowy zlot. Bez obawy, że zostaniemy gorzej na nim potraktowani. Wręcz przeciwnie.