To właśnie w tamtym okresie powstał, ale i praktycznie zwinął się, cały przemysł tuningowy. To, że dzisiaj możemy zamówić Mercedesa z wielkim „B” na atrapie chłodnicy, to już czysty marketing. Większość zmian wprowadza się z poziomu komputera i nie ma to już nic wspólnego z fantazją, a nieraz i kiczem, który pozostał na zawsze a latach 80.
Wydawać by się mogło, że to wszystko było dawno, ale przecież nie. Lata 80. dla Polaków to okres jakby całkowicie przeciwny. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że cały ten okres w polskim kalendarzu to jakby jedna szara dziura. Jak to jednak bywa, również w tym szarym czasie, ludzie żyli, bawili się i snuli plany na przyszłość. Natomiast nie było w tych planach, albo niezmiernie rzadko był, taki Brabus jak ten na zdjęciach.
Samochód z 1988 roku, czyli schyłkowych „ejtisów”, z fabryki wyjechał z silnikiem 2.6, ale natychmiast został przetransportowany do Brabusa. Tam już zrobili z nim porządek, a zaczęli od rozwiercenia silnika do pełnych trzech litrów pojemności, bo kto to widział takie niepełne wartości. Te zabiegi dały baby Benzowi moc 215 koni, z którymi mógł pociągnąć do prędkości 240km/h a uzyskany moment obrotowy przebijał wartości uzyskiwane przez modyfikowany u Coswortha silnik 2.3 16v.
Żeby podkreślić szlachetne, tuningowe pochodzenie tego Mercedesa, Brabus dorzucił tutaj stylowe, chociaż dzisiaj budzące uśmieszek politowania, trójramienne felgi w obowiązkowej czerni. Na zdjęciach z wnętrza widać też smaczki jak cyfrowy wyświetlacz temperatury oleju silnikowego, dumnie widniejący na samym środku deski rozdzielczej W201. Wypasu dopełnia skórzana tapicerka, ale tę uszył już pierwotny producent.