Ciekawa sprawa z nazewnictwem samochodowym, że można go dokonywać za pomocą symboli, liczb czy frazesów albo skupić się na praktycznym zastosowaniu danego pojazdu i przypisać mu możliwości, z których następnie korzystać będą jego nabywcy. O rozpalaniu wyobraźni nie wspomnę.
Przy czym większość marketingowców skłania się ku nadawaniu pojazdom nadprzyrodzonych niemal cech i możliwości. Te z kolei spływałyby na nowych właścicieli. Dzięki czemu mogliby oni zostać Thunderbirdem, Galaxą, Mondialem, Escortą czy Testarossą.
I praktycznie nikomu nie starcza tzw. jaj, żeby w promocji wesprzeć się czymś zwyczajnym. Bo kto zna samochody nazwane po codziennych i tak nam w sumie bliskich tematach, jak Chlebek, Łazienka, Fotel, Długopis, Karta do bankomatu czy, nie daj boże, Ogrodniczka.
Co warte podkreślenia, że określenie zawodu pojawiło się tutaj w feminatywie. Nawet jak na Włochy lat 70. taki ruch wydaje się, co najmniej, rewolucyjny. Ogrodnik, do tego imigrant, to jeszcze by pasowało, ale kobieta, Włoszka, ze szpadlem i sadzonkami? A jednak.
1 komentarz
Kiedyś widziałem takie autko w Paryżu, prawdziwy klimat!