Mówmy o niej szeptem.
Nie mi oceniać wiarygodność przebiegu tej Hondy. Ale nawet jeśli jest dziesięć razy większy, to Civic w tym wieku i stanie jest czymś o czym powinno się mówić szeptem.
Nawet nie tyle kręci mnie fakt, że na liczniku przebiegu jest rzekomo tylko 5 tysięcy kilometrów. Równie dobrze, jak już wspomniałem, mogłoby być więcej. To bez wielkiego znaczenia i proponuję od razu skracać rozmowę, gdyby ta miała skupiać się wyłącznie na tej liczbie.
O wiele bowiem ważniejszy jest stan jak japońskiego autka. Hondy, z tamtych, ale i o wiele późniejszych roczników, nie należały do samochodów przesadnie zabezpieczanych przed korozją. Powiedzmy wprost, korodowały jak wszystko inne, a nawet szybciej.
Tu zaś, wydaje się, że wciąż mamy do czynienia z samochodem. Kształt, galanteria, wszystko jest na miejscu. I rzut oka do kabiny. Tylko naprawdę fachowy tapicer stworzy replikę oryginalnych foteli i zrobi to tak żeby nowa tapicerka układała się jak ta fabryczna. Nie będzie to tanie ani sensowne.
Jednym słowem, jest drogo, nawet bardzo, ale jeśli ktoś darzy Civika sentymentem, trzeba poważnie brać pod uwagę oględziny. Nie sądzę, żeby wydany pieniądz szybko się komuś zwrócił, ale dla miłośnika nie będzie to miało znaczenia. Wolałbym od współczesnego, który kosztuje dwa razy tyle.