Mam takiego znajomego, który aktualnie śmiga już tylko prostymi samochodami a na 19. urodziny dostał od ojca Porsche 911. Właśnie dlatego, jak sam mówi, nie ma teraz potrzeby odkrywania nic nowego, bo wszystko już wcześniej widział i teraz cieszy się zwyczajnością.
Taka historia przydarzyła się również pierwszemu właścicielowi tego Volvo, który dostał je w prezencie niejako maturalnym b na urodziny dopiero dwudzieste. Widocznie Szwedzi są mniej skłonni do obdarowywania nadmiarowego czy przedwczesnego. Co nie zmienia faktu, że niejeden z nas marzyłby o takim prezencie nawet i przy przełomowej pięćdziesiątce. Tak, piszę o sobie i uspokajam, nic takiego nie miało miejsca.
Skoro jednak o okrągłych rocznicach, to poprzednia (ale już któraś z kolei) właścicielka błękitnego Volvo dostała go na swoją z kolei pięćdziesiątkę i nie była skłonna do rozstania z prezentem. Aktualny sprzedający przez 10 lat nachodził ją w temacie aż postawił na swoim. Ileż to trzeba mieć tupetu, ktoś pomyśli, ale nie ja, który przez prawie rok wydeptywałem sobie kiedyś prawo odkupu Chevroleta Monte Carlo należącego wtedy do pracownika kultowego Polexu.
Jako była książęca własność, P1800 znajduje się w naprawdę ładnym stanie, zaliczyło kluczowy rajd klasyków w Szwecji ale również spory, związany z udziałem w tej imprezie, serwis a do tego legitymuje się udokumentowanym i bardzo niskim przebiegiem. Dopiero co pisałem o 24 tys kilometrów w Fiacie 500 mojej mamy a tu mamy auto z 1966 roku, który nawet tego nie zdążył jeszcze nawinąć na koła.