Niech sobie renówka 4 ma tę praktyczną tylną klapę i przesuwane szyby w oknach, a Garbus długowieczność, ale w kwestii urokliwości i przyjemności toczenia się z niewielką prędkością to właśnie 2CV wygrywa z nimi już w przedbiegach. Przynajmniej moim zdaniem.
Prostota konstrukcji była w tym Citroenie założeniem głównym. W prototypach nie zanosiło się również na zbytni urok przyszłego pojazdu. Przykryta falistą blachą maska i pojedynczy cyklop reflektora nawet sugerowały, że będzie bardzo brzydko, acz praktycznie i wygodnie.
Na szczęście, kiedy już podniesiono kurtynę, świat ujrzał coś co już teoretycznie należało do minionej epoki, z wystającymi błotnikami i lampami na patykach, ale jakoś dziwnie wpisywało się w każdą kolejną, bez najmniejszego wysiłku ani poświęcenia ze strony nabywcy.
Kluczem do polubienia 2CV nie jest bowiem racjonalna ocena a raczej polubienie koncepcji tego pojazdu, jego dziwnej stylistyki, niskiej mocy i rozbujanego zawieszenia. Do tego stopnia rozbujanego, że nie wszyscy nawet cytryniarze są w stanie jego pracę zaakceptować.
Te cytryny już dawno przestały być tanie ale nawet taka w kiepskim stanie (byle kompletna) ma swoją wartość bo restauracja 2CV jest relatywnie nietrudna. Nie wymaga też szalonych nakładów, bo jest prosta. W tym akurat Citroen łączy się ze wspomnianymi Renault i VW.
Nie żeby ten tutaj egzemplarz wymagał jakichś prac czy nakładów. Jest taki jak trzeba co czyni go wyjątkowo atrakcyjną propozycją o tej porze roku, na starcie ciepłego sezonu. A jeśli ktoś lubi bujanie i brak pośpiechu, powinien go mocno rozważyć.