Król Lew.
Kto nie wie, ten musi przyjąć rzecz na wiarę, ale od lat 70. nie skonstruowano lepszego auta wielozdaniowego. Nie ma nawet po co fatygować się z szukaniem samodzielnie odpowiedzi na tak zadane pytanie, bo król jest tylko jeden.
Przez lata również należałem do grupy sceptyków i Range Rovera traktowałem jako samochód terenowy. Moja wina jest tym większa, że na początku lat 90., jeszcze za czasów „Motomagazynu” odwiedziłem fabrykę w Solihull gdzie miałem okazję wszechstronnie testować ich samochody z przedłużanym RR Classic na pneumatycznym zawieszeniu włącznie.
Zjeździłem w tamtym czasie Wielką Brytanię wzdłuż i w poprzek i nie mogłem się nadziwić Brytolom, którzy wyspę objeżdżali w tych dziwacznych, kanciastych wehikułach. Żal mi było tych ludzi, że tak się męczą aby pokonać zwykłą drogę, przy okazji wypalając hektolitry paliwa. Dodam, że do UK dotarłem wtedy Maluchem i to nie było w ogóle śmieszne.
Cóż, po latach los wepchnął mnie do jednego z modeli Classic z benzynowym silnikiem V8 3.5 litra i manualną skrzynią biegów. Kiedy pokonałem nim pierwszą trasę, do domu wróciłem osłupiały. Nie dość, że Range okazał się dynamicznym i komfortowym samochodem, to jeszcze czas spędziłem w jednych z najlepszych foteli jakich w ogóle doświadczyłem.
Mam od zawsze skłonność do dziwacznych samochodów. A to Citroeny, a to inne tzw. wynalazki. Mój wniosek z tych samochodowych eksperymentów jest taki, że twórcy dziwadeł dużo lepiej rozumieją potrzeby kierowców i poszukują w nich głębszych pokładów motoryzacyjnej nirwany. Co ciekawe, częściej im się udaje do nich dotrzeć niż twórcom prostych narzędzi transportu.
Przed około dekadą, na samym początku pisania bloga, kiedy ceny paliw zaczęły gwałtownie rosnąć, przepowiadałem, że przyszłość motoryzacji należy do takich właśnie nadzwyczajnych samochodów. Motoryzacji, dodam, a nie transportu. Ten bowiem poszedł swoją droga i dzisiaj nawet dostawczaki zasila się prądem.
Range Rover Classic
Rocznik: 1973
Cena: 249 747PLN
Kontakt: 607 681 481