Z Classikiem pierwszy raz zetknąłem się podczas redakcyjnej (Motomagazyn) podróży do Wielkiej Brytanii. Odwiedziłem wtedy zakłady Land Rovera w Solihull a po miłej rozmowie udaliśmy się do pobliskiego pubu na pokładzie Range’a LWB czyli z przedłużonym rozstawem osi i pneumatyką zawieszenia.
Widoczny na zdjęciach groszkowy samochód to oczywiście nie jest dokładnie to samo, co tamten. Tu nie ma mowy o pneumatyce, miękkich materiałach deski rozdzielczej (softdash) czy przedłużonym rozstawie osi. Groszek, o ile wolno mi się tak o nim wyrażać, to jednak kwintesencja tamtego modelu. Pudełkowaty kształt, wielkie szyby, wygodna pozycja za kierownicą, całkiem precyzyjna jazda. Kiedy się to czyta, można odnieść wrażenie, że raczej nie będzie na temat jednego z najskuteczniejszych samochodów do jazdy w terenie. A jednak.
Nie zamiaru nikogo wyprowadzać z błędu ale od czasu tamtejszej podróży, przez moje ręce przeszło kilka Land Roverów, w tym i Classic, więc trochę wiem co mówię. Lekkie nadwozie zamontowane na przemyślanej ramie, a do tego silniki nie tyleż potężne z mocy co mocne z pojemności a przy tym całkiem przyzwoita ekonomia jazdy na poziomie 12-15 litrów benzyny na 100 kilometrów. Tak, Range sprawia może wrażenie ciężkiego ale po terenie skacze jak kózka a na autostradzie sunie pewnie jak po szynach.
W groszkowy pojazd wsadzono mnóstwo pracy, serca i pieniędzy. Takie samochody po pierwsze trudno spotkać a gdy już są to nie kosztują tanio. Dodam też, że „Groszek” to wóz pierwszej serii co widać po grillu a na dodatek w bardziej, przez niektórych, pożądanym, trzydrzwiowym nadwoziu. Sam miałem takiego z pięcioma otworami i nie narzekałem, chociaż dostawanie się do tylnej kanapy przez wąskie drzwi drugiego rzędu, nie należy do najwygodniejszych. Gdybym mógł dzisiaj wybrać, wziąłbym takiego jak przedstawiony. Po prostu jest ciekawszy.