faworyta prezesa A.
Gianni Agnelli był ekscentrykiem. Palił cygara, pił alkohol, lubił kobiety i… samochody. Co w tym kontekście robi więc Croma? Cóż, ona była jego absolutnie ulubionym Fiatem. Zaskoczeni?
To taka przypowieść o tej sympatii Prezesa do Cromy. Ale wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć. Powstała w programie kooperacji z Saabem, Croma miała zgrabną linię, która skrywała przestronną, dobrze doświetloną kabinę z bardzo wygodnymi fotelami. Agnelli nie prowadził samochodu więc nie miało dla niego żadnego znaczenia, czy układ kierowniczy był wystarczająco czuły a silnik mocny. Miało być komfortowo i stylowo. I tak było.
Co nie znaczy, że Croma rozczarowuje pod którymś względem. To solidnie zbudowany samochód a poziom wyciszenia (zwróćcie uwagę na rozbudowane uszczelki drzwi) jest wręcz nieprzystający do plebejskiej marki. Co do estetyki, Croma prezentuje się lekko i nowocześnie, a przecież patrzymy na praktycznie trzydziestoletnie auto. Mechanicznie, nie ma tu również powodów do rozczarowania. Moc jest, napęd przekazywany na koła przednie. Jak powinno być w Fiacie.
I tylko żal, że taki egzemplarz jeszcze grzeje komisowy żwirek. Nie mam nic przeciwko tej formie sprzedaży, ale jednak taki egzemplarz, w tym wieku, zasługuje na coś więcej. Widziałbym Cromę za szkłem, na eleganckiej podłodze. Niech przyćmiewa swoim urokiem wszystkie inne wynalazki na placu. Jednego możemy być bowiem pewni, na niczym innym Prezes nie zawiesiłby oka.