W tych dniach Fiat pokazuje światu nową „Sześćsetkę”, którą zaliczyć należy bezwzględnie do samochodów typu SUV. Włosi potwierdzają tym, po modelu Tonale, że nie ma już nadziei na powrót do fajnych, małych samochodów, z których przecież w swoim czasie słynęli.
W pełni rozumiem ludzką fascynację podwyższonymi samochodami. Łatwiej się do nich wsiada i z nich wysiada, a poza tym można patrzyć na innych z góry, prawie jak z terenówki. Ba, wiele SUVów można kupić z czymś w rodzaju napędu 4×4, ale jego zabudowanie oczywiście nie wpływa na brak możliwości pokonywania jakiegokolwiek terenu, poza może krawężnikiem w centrum handlowym.
Akurat napęd 4×4 jest elementem łączącym współczesne SUVy z niewielkimi włoskimi autami z dawnej epoki. Zwłaszcza takimi, do których mam osobisty stosunek, bo – tutaj. Właśnie taka Lancia czy siostrzana Panda bywały wyposażane w napęd na cztery koła renomowanej marki Steyr-Puch. Co jednak ważniejsze, i w przeciwieństwie do SUVów, były w stanie ów napęd skutecznie wykorzystać. W terenie.
Ta Y10 nie ma napędu 4×4, ale to nie ujmuje jej nic na skali włoskiego pożądania. Otóż, ma ona na pokładzie klimatyzację, co może być dla niektórych kuszące, ale ja najbardziej jaram się elektrycznie uchylanymi tylnymi szybami. Z doświadczenia w mojej Y10 wiem, że z miejsca kierowcy (ani pasażera) nie ma szans na ręczne uchylenie tych szybek (są po prostu za długie) więc jak by się to elektryczne rozwiązanie nie wydawało egzotyczne, ma tutaj sens.
Lancia jest samochodem praktycznie bez przebiegu więc stanowi okazję do zakupu nowego auta, na pewno godnej alternatywy dla nowej „600”. Biorąc też pod uwagę wycenę, na poziomie maksymalnie 45 tys PLN, Lancia to wydatek rzędu 30 procent ceny nowego SUVa Fiata. I tylko strzelam, że uda się nową „600” kupić za mniej niż 150 tys PLN, bo wcale nie jestem tego tak całkiem pewien. Wspomniane Tonale zaczyna się od ponad 160 tys.