Niektórzy może pamiętają, że równo pięć lat temu (i kilka dni, dla dokładności) przywiozłem znajomemu Autobianchi Y10, które później mu się nie do końca spodobało i tak (po pewnych perypetiach i zmianach) trafiło w moje ręce. A wspominam o nim gdyż była to de facto Lancia a poza tym, co nawet ważniejsze, oszukiwała swój kształt z pomocą matowej czerni.
Przy całej sympatii i uznaniu dla włoskiego projektowania (nie tylko zresztą automobilowego), nawet tam zdarzają się wpadki, które trudno uzasadnić a marka Lancia padała ich ofiarą chyba nawet częściej niż jakakolwiek inna. Niech tylko zacznę modelem Trevi, przez tę oto Montecarlo czy późniejsze Kappy i najnowszą Ypsilon (bo poprzednia to jeszcze jak cię mogę).
O ile jednak współcześnie widywane modele nie sięgają po wspomniane triki kolorystyczne i obnoszą się ze swoją estetyką bez żadnej przykrywki, te starsze próbowały niektóre niedostatki w tym zakresie zamaskować. I trzeba przyznać, że użycie matowej czerni było tutaj kapitalnym rozwiązaniem. Kojarzyło się nowocześnie czy rajdowo, a pozwalało wymazać optycznie całkiem sporą część auta.
We wspomnianym Y10 owa czerń ratowała zaledwie tylną klapę, która jednak wystawała by wtedy niezgrabnie nad zgrupowane nad tylnym zderzakiem lampy i niepotrzebnie przedłużała (i tak już sporą) linię dachu. W Montecarlo ta czerń praktycznie ratuje tyłki projektantom, którzy obdarzyli niewielkie auto tak gigantycznym nosem, że wprost nie sposób pojąć dlaczego akurat tak.