Brytyjskiego prezentera polubiłem, jak zapewne wszyscy, za styl i swobodę recenzji samochodów w programach Top Gear a później za prześmieszne perypetie dalekich wojaży w wykonaniu całej trójki prowadzących. Najbardziej jednak polubiłem jego pisanie, które zbierałem i czytałem w oryginale. Bo tak lubię najbardziej.
Nie ma również lepszego zestawienia jak brytyjski dziennikarz motoryzacyjny występujący z głosem poparcia dla produktu tamtejszego przemysłu samochodowego, kiedy jeszcze istniał. Bo dzisiaj po MG zostały tylko chińskie pojazdy, jak to chińskie, wyczyszczone starannie z jakiegokolwiek ducha. Z kolei Clarkson, owszem, bronił brytyjskiego, ale już niekoniecznie pod postacią tamtejszej odmiany Opla. Więc to nie tak, że cokolwiek się pojawiało, on bezkrytycznie bił temu brawo.
Ten MG to jednak niezły wynalazek. Raz, że samochód nie ma nic wspólnego z innym modelem marki, a dwa, że niekoniecznie wyposażano auta tej marki w silniki V8. No, pewnie będzie dla niektórych zaskoczeniem model RV8, który stanowił nowoczesną, jak na lata 90., interpretację brytyjskiego roadstera, ale z mocnym silnikiem o ośmiu cylindrach właśnie. RV8 jednak przynajmniej trzymał fason i nie okazywał swoich możliwości ostentacyjnie. Czego nie da się rzec o X-Power.
Tu silnik V8 z Mustanga obudowano poliestrowym nadwoziem, któremu trudno zarzucić urok. Powiem wprost, brzydszego auta ze znakiem MG raczej się nie znajdzie. Natomiast owszem, przyciąga uwagę i zdaje się otwarcie komunikować intencje zaistnienia z hukiem na salonach. Szkoda, ze X-Power pojawił się praktycznie u schyłku historii MG a i egzekucja detali pozostawia tu sporo do życzenia. W przeciwieństwie do ogólnej skuteczności drogowej czy torowej, która wypadła całkiem korzystnie.
Niespełna 400 koni, dostępne w serii, można było niemal dowolnie tuningować, ale to nie powinno dziwić w przypadku silnika o amerykańskim rodowodzie. Podobno da się z tego V8 wycisnąć nawet 1000 koni, ale wiadomo, że z takimi parametrami to już się robi podwórko szwedzkiego Koenigsegg’a. Na dodatek z całkowitym pominięciem konkurencji z Ferrari czy Lamborghini. Całkiem zresztą nieuzasadniony, jeśli wziąć pod uwagę dość liche wykończenie MG. Z drugiej strony, w tamtych latach Włosi dopiero zaczynali ogarniać skomplikowane wiązki elektryczne swoich modeli.