Cacuszko.
Po II wojnie Europa podnosiła się powoli i chwilami w marnym stylu. BMW np. proponowało klientom taczkę o nazwie Isetta, ale bardziej utytułowani producenci uważali, że na takie śmieszki nie mogą sobie pozwolić. Cóż, u jednych siedzieli księgowi, u innych spece od marketingu.
Najlepiej z dziejowej zawieruchy wyszedł chyba niemiecki Volkswagen. Nie dość, że podniesiono go z gruzów a na miejscu ostało się większość oprzyrządowania potrzebnego do produkcji, to jeszcze brytyjski zarządca fabryki uznał, że to co Niemcy mają do zaoferowania nikomu się nie spodoba.
Pewnie ten oficer nie zdążył posmakować frontu bo wiedziałby, że flagowy Kubelwagen zmotoryzował Wehrmacht od Sycylii po norweskie fjordy i czynił to za każdym razem w solidnym acz niekoniecznie spektakularnym stylu. Co zresztą w ogóle dobrze oddaje dokonania armii Hitlera.
O rywalach dla VW zza zachodniej granicy dało się wiele powiedzieć, ale z solidnością Francuzi mieli z reguły na bakier. Niby wszystko jechało, ale elektryka to historyczny wróg Renault i nawet w relatywnie niestarych modelach potrafi podnieść swoją obrzydliwą głowę.
Inna rzecz, że w 1956 roku takie 4CV wyglądało raczej stylowo obok Garbusa. Francuzi poszli tutaj ścieżką później powtórzoną przez Daewoo i model Tico, który zdetronizował w Polsce Fiata CC: dołożyli dodatkowe drzwi. Ich zdaniem to powinno było wystarczyć do zmiażdżenia konkurenta z Wolfsburga.
Cóż, tak się nigdy nie stało, ale przynajmniej nabywcy Renault nie musieli niezgrabnie przeciskać się na tylną kanapę a jadący z przodu mieli do dyspozycji wspaniałą przestrzeń wygospodarowaną we wnękach przednich kół. Coś o czym VW nie pomyślał w ogóle chociaż miał taką szansę.
Pod galerią zdjęć wkleiłem totalnie klimatyczny film z Renault 4CV. Francuz klepie po angielsku, co należy docenić, ale liczy się egzemplarz i sceneria. Warto obejrzeć i naprawdę zakochać się w tym cacuszku inżynierii i designu.
Renault 4CV
Rocznik: 1956
Cena: 75 900PLN
Kontakt: 790 690 941