Gdyby komuś dzisiaj zaproponowano w salonie Porsche samochód z silnikiem o takiej mocy, nie do końca by było jasne czy to żart, a w każdym razie przejęzyczenie. 50 lat temu uznawano tę wartość za całkiem adekwatną. Przynajmniej w podstawowym modelu 911.
O ile o mocach silników nie da się specjalnie dyskutować, w końcu są, jakie są i nie da się tego zmienić, to w przypadku klasycznych Porsche warto pochylić się nad zmianą wartości. Tak się bowiem składa, że ta mocno przyrasta, w odróżnieniu od wspomniajej mocy.
Dla porównania wziąłem analogiczny samochód, acz w mandarynkowym kolorze, który sprzedano na aukcji domu aukcyjnego Bonham’s w 2015 roku. Wylicytowana wartość, a oferowany był bez ceny minimalnej, wyniosła wtedy około 450 tysięcy złotych.
Aktualnie w Likonic Ads znajdziecie auto o rok młodsze, ale też „T” dostępne było raptem przez trzy lata produkcji, akurat w innym, co nie znaczy, że brzydszym kolorze Goldmetallic 8888. Podobnie jak 911 z licytacji, złoty egzemplarz jest po pełnej odbudowie i kosztuje niespełna 650 tysięcy złotych. Łatwo obliczyć przyrost wartości na przestrzeni minionych siedmiu lat. Nie jestem specjalnie biegły z matmy, ale na moje oko, to jakieś 30 procent.
Czasy mamy niespokojne, nie wiadomo co przyniesie kolejny dzień czy tydzień. Niektórzy doradzają inwestowanie w diamenty, ale podobno na tym rynku już krucho. Podobnie złoto czy zegarki. Może warto jednak pozostać wiernym samochodom? Jak widać, potrafią się odpłacić.