Niespodziewanie, stały się bohaterami współczesnej motoryzacji, a dla mnie antybohaterami bo rzekomo stanowią przyczynę, dla której produkcja samochodów z silnikami spalinowymi zwalnia a elektryków rośnie.
To bardzo ciekawa figura, a zaprezentował ją w porannym programie „EKG” na falach (u mnie akurat internetowych) radia TOK FM szef polskiego oddziału Forda. Rzekł mianowicie, że przyczyną zwalniania produkcji samochodów jest niedostatek półprzewodników.
Pan z Forda objaśnił, że to właśnie one są odpowiedzialne za prawidłowe działanie wszelkiego rodzaju systemów, w które współczesny samochód jest wyposażony i bez nich fabryki zwyczajnie nie są w stanie skończyć produkcji auta.
Co ciekawe, to ograniczenie odnosi się tylko do samochodów wyposażonych w silniki spalinowe a nie dotyczy elektryków, ale również hybryd i hybryd plug in. Ciekawe, wychodzi na to, że te drugie nie mają na pokładzie nic z tego, co oferują tradycyjne samochody.
I ciekawe ponownie, że przecież pod maską hybryd znajdziemy silniki… spalinowe. To co, samo dołożenie bateryjki sprawia, że półprzewodniki do obsługi ABSu czy klimatyzacji nagle się materializują. Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
Sporo mówiono w programie o dobrodziejstwie elektryfikacji i jak to Polska jest z tym w tyle za Europą, bo u nas elektryków jest 3 procent a tam 20. Wiadomo, cena i niższe dotacje, ale jednak firmy życzyłyby sobie abyśmy elektryków kupowali więcej.
Ja to widzę trochę inaczej niż pan z Forda. Osprzęt elektryka jest znacznie uproszczony, w stosunku do tradycyjnego auta, więc i zapewne zmontowanie go kosztuje taniej (nawet z tymi bateriami wbitymi w podwozie).
Co za tym idzie, czy aby nie jest tak, że producenci zwietrzyli szansę na lepszy zarobek i w plany produkcji wciskają na siłę elektryki a wycinają z nich normalne samochody? Wiadomo, po co się męczyć skoro można zarobić lepiej i szybciej. Na dodatek z rządową dotacją.
W okolicach tego programu emitowano też reklamę dostawczych VW gdzie narrator sugerował zakup takowego dziś aby odebrać go w czerwcu 2022. Głos zapewniał, że taki zakup VW premiuje kwotą 5 tysięcy złotych i dodawał, że w razie dalszych opóźnień, producent gotowy będzie dorzucić kolejne 5.
Nie wiem jak wam, ale dla mnie zwalanie winy za przestoje zakrawa na żart. Oczywiście, były przestoje, różnych elementów brakowało, chińskie prowincje i kontenerowiec w Kanale Sueskim. Zgadza się.
W takim razie, przestoje powinny dotknąć wszystkich i wszystkiego a tu się nagle okazuje, że jednych samochodów firmy nie są w stanie wyprodukować, ale te inne, bardziej nowoczesne (i przypadkowo droższe), już jak najbardziej.
Wydaje mi się, że kłopot jest nie tylko z półprzewodnikami, ale i półprawdami serwowanymi nam przez tzw. liderów przemysłu. Bo ciśnienie na wciskanie każdemu auta na prąd to chyba każdy widzi gołym okiem. Chociaż akurat w Polsce to idzie jak zwykle niemrawo.
Ten sam Ford znany był kiedyś z akceptowania twardych reguł rynkowych. Jako pierwszy forsował seryjną produkcję, ale też nie przyjął jałmużny rządowej z rąk prezydenta Obamy. Pamiętamy jednak, że Ford lubił też zaoferować światu jeden model i w jednym kolorze. Bo tak było taniej.
Nie podoba mi się taka swoboda. Po pierwsze zwraca producentom całą inicjatywę, odbierając ją z rąk klientów. Po drugie, ustawia nas znowu w kolejkach do salonów po to, co jest i w cenach, jakie producent podyktuje. Nie pasuje, nie kupuj.
Szkoda, bo wydawało się, że już jesteśmy uznawani, jako klienci, za ważnych. Tymczasem gospodarczą pandemię (bo zdrowotna ona jest tylko w niewielkim stopniu) prowadzi się dalej i z coraz większą śmiałością. Aż strach pomyśleć dokąd zajedziemy.
Ktoś niedawno określił, że branża motoryzacyjna cofnęła się o jakieś trzydzieści lat, ale uważam, że nie miał racji. W latach 80. mieliśmy w niej prawdziwy wyścig technologiczny i wybuch kreatywności. Czego o aktualnej sytuacji na pewno powiedzieć się nie da.